Toyota się tłumaczy

fot. Matti Blume

Polscy dziennikarze motoryzacyjni mocno zaatakowali tutejszy oddział Toyoty za pływające platformy. Tymczasem w serwisie Motor1 można przeczytać, że brytyjski przedstawiciel marki zrobił coś znacznie bardziej obciachowego niż jakieś, w gruncie rzeczy nieszkodliwe, reklamy na Mazurach. A była to taka oto rozmowa na Twitterze:

Pytanie fana: Dlaczego nie ma Supry w NFS Heat

Odpowiedź Toyota UK: Nasze auta możesz znaleźć w grze GT Sport, która nie promuje nielegalnych wyścigów ulicznych.

Jestem daleki od pełnego rozgrzeszania streetracerów. Szybkość na drogach publicznych może mieć rację bytu, ale NIGDY w połączeniu z agresją rozumianą jako zajeżdżanie drogi, jazda pod prąd itd. Poza miejscami, w których na drogę może wybiec dziecko, im wyższa będzie LEGALNA prędkość, tym lepiej. Wzorcem są te odcinki niemieckich autostrad, gdzie kierowcy mogą poruszać się szybko dzięki poszanowaniu takich reguł jak utrzymywanie odległości od poprzedzającego pojazdu.
Zresztą w Niemczech osoby odpowiedzialne za motoryzację naprawdę wiedzą, co robią. Nie na darmo firmy tuningowe AC Schnitzer i Abt mają motto „Z toru na ulice”. Wbrew ideologii głoszonej przez większość polskich dziennikarzy motoryzacyjnych, jazda torowa nie jest jakąś sztuką dla sztuki, tylko laboratorium godzenia bezpieczeństwa i szybkości na drogach.
Jednak jeśli czerpać z nauk pobieranych z motorsportu- to konsekwentnie.
A jazda pod prąd, która niestety zdarza się streetracerom, na torach wyścigowych oraz na trasach rajdowych jest zbrodnią. Organizatorzy legalnych wyścigów ulicznych zasługują na wielki szacunek, ale te nielegalne nie służą kulturze motoryzacyjnej.

Mimo to, PRowcy z brytyjskiego przedstawicielstwa Toyoty mają powody do wstydu. Oto dlaczego:

  • po pierwsze, pokazało mentalność cenzorską. Założenie, że każdy twór kultury- książka, film, utwór muzyczny, gra komputerowa, musi być wychowawczo poprawny, to podstawa cenzury. A ta ostatnia działa tak, że najpierw dba się o „czystość obyczajową” sztuki, a potem blokuje rozsądne postulaty w życiu publicznym. Przykładowo- polskie media motoryzacyjne tak boją się oskarżenia o popieranie agresywnie jeżdżących idiotów, że większość z nich już dawno zagalopowała się w autocenzurze. W efekcie nie są już w stanie przyznać, że kierowcy mają prawo wymagać od zarządców dróg jak najbardziej efektywnego kompromisu między prędkością a bezpieczeństwem. A co w tym czasie robi Europa? Tylko w ostatnim roku Francuzi zatrzymali zapędy rządu do zmniejszenia ograniczenia na drogach pozamiejskich, a Niemcy zablokowali pomysł wprowadzenia ogólnego limitu na autostradach.
  • a że zapędy cenzorskie pięknie łączą się z hipokryzją, to GR Supra nie wystąpi w NFS Heat, ale za to zagra w „Szybkich i Wściekłych 9”. I dobrze. Kilku świętoszkowatych PRowców nie zmieni tego, że Toyota robi interesujące auta.

Wypowiedź wzbudziła kontrowersje, więc tweeta skasowano.

A wystarczyło powiedzieć „mamy umowę na wyłączność z Polyphony Digital”.

Andrzej Szczodrak

A gdybym tak … oddał Wam Motofikcję?

Uważacie, że Ferrari F40 to prawdziwa motoryzacyjna ikona? Tak samo myśli zapewne Samir Sadikhov, który jakiś czas temu zaprezentował swoją wizję nowej wersji tego auta:

Wizualizacja nawet ładna, ale pan Sadikhov ma szczęście, że żyjemy w kulturze obrazkowej. Gdybyśmy mniej patrzyli, a więcej czytali i analizowali, usłyszałby proste pytanie:

Co? Jakie F40?!

Cała zabawa z nazwą „F40” polegała przecież na tym, że Ferrari uczciło tym modelem swoje czterdziestolecie. Zaś w roku prezentacji F50 firma obchodziła, a jakże by inaczej, pięćdziesiąte urodziny.

Jaki sens miałoby nowe F40? Cóż, mam taką wadę, że czytam, co wpadnie mi w ręce. Z jakiegoś tygodnika telewizyjnego pamiętam zatem wypowiedź Jennifer Grey, iż nie powinno się tworzyć drugiej części „Dirty Dancing”, bo tylko raz w życiu traci się niewinność. Nawet chciałem dla Was znaleźć źródło, ale trafiłem tylko na bloga http://dirty-dancing-analysis.blogspot.com, na którym ktoś bardzo poważnie analizuje, do czego tak naprawdę doszło między głównymi bohaterami. Cóż. Może poprzestańmy na faktach, o których można przypomnieć nawet nieletnim widzom i czytelnikom:

40 lat kończy się RAZ w życiu.

Oczywiście, za trzy lata może sobie powstać Ferrari F75 nawiązujące stylem do F40. Ale liczba „40” będzie do niego pasowała, jak piosenka „Honest” do roli hymnu polskich polityków.

Błąd stylisty z Azerbejdżanu to dobra okazja, by zdać sobie sprawę, że tworzenie samochodu lub motocykla to coś jeszcze bardziej zespołowego, niż nam się wydaje. Na naszą wyobraźnię działają styliści i inżynierowie (oraz postacie takie jak Jean Bugatti, łączący umiejętności z obu dziedzin), ale zanim jedni i drudzy wezmą się do pracy…

ktoś musi poddać pomysł.

Na przykład człowiek, którego stanowisko nosi urzędniczo brzmiącą nazwę „dyrektor ds. przygotowania produktów”, którą zaczerpnąłem z książki Christophe’a Midlera „Zarządzanie projektami. Przykład samochodu Renault Twingo”. Choć przecież świat motoryzacji zna bardziej romantyczne historie, jak na przykład ta o dziennikarzu Bobie Hallu, który wymyślił Mazdę MX-5. Gdyby ktoś kazał wybrać największe osiągnięcie dziennikarstwa motoryzacyjnego, to rysunek wykonany na serwetce przez pana Halla ważyłby dla mnie więcej niż cała półka płyt z „Top Gear” i „Grand Tour”.

Także w Polsce mamy dziennikarza, który tworzył … ludzi kreujących nadwozia i wnętrza aut. Wojciech Sierpowski organizuje konkursy dla rysowników i spotkania z zawodowymi projektantami. Ma spory wkład (https://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/producenci/news-kamil-labanowicz-polak-ktory-zaprojektowal-audi,nId,2182272) w to, że Polska, mimo braku własnego producenta aut osobowych, wydała kilku cenionych w branży stylistów.

W dzieciństwie chciałem być jednym z nich. Mogłem nawet uwierzyć, że mam intuicję. Wpadłem bowiem na pomysł minivana na podstawie Fiata Bravo, a potem przeczytałem w „Auto Świecie”, iż takie auto naprawdę powstanie. Notatce na ten temat towarzyszył rysunek przedstawiający coś w stylu skróconej i podwyższonej Marei Weekend. A potem Włosi postanowili, że minivan nie będzie podobny do swej „rodziny” z segmentu C i D (moim zdaniem jednej z najpiękniejszych w historii), czyli do Bravo i Marei. Pokazali auto ładne na swój bardzo oryginalny i kontrowersyjny sposób- Multiplę.

Ale skoro spotykamy się na Motofikcji i mamy tu cykl „Pojazd, którego brakuje”, to może zainspirowałbym się dokonaniami pana Sierpowskiego i powiedział, że

CZAS NA WAS!
Nadal zamierzam opisywać maszyny, które nie istnieją, a powinny. Niedługo dostaniecie teksty:

  • o tym, dlaczego powinien istnieć elektryczny Honker
  • o segmencie, w który po prostu musi wejść Dacia
  • o niepowtarzalnej szansie, by Toyota odpowiedziała na Hondę E powrotem tylnonapędowej „Starletki” (bo jak można nie kochać filmików o rajdowej edukacji Kallego Rovanpery?).

Ale od dziś Motofikcja to też szansa dla Was. Widzę to tak:

  • wysyłacie do mnie na adres mailowy editor@motofiction.eu swoją ideę samochodu lub motocykla, który powinien powstać,
  • na każdy pomysł odpiszę. Niektórych autorów będę się starał ukierunkować. Innym wyślę maila pewnego pochwał, ale to oczywiście nie będzie koniec bo …
  • wśród stylistów biorących udział w wydarzeniach organizowanych przez MAS Auto (firmę pana Wojciecha Sierpowskiego) oraz na portalach takich jak behance.net będę znajdował twórców, którzy zwizualizują Wasze idee
  • a gdy opis i projekt będą gotowe, roześlę informacje prasowe (oczywiście z nazwiskiem Autora danej koncepcji) do największych motoryzacyjnych portali newsowych, takich jak Motor1.com, Carscoops.com i Jalopnik. Zwrócę się też do o komentarz do działu PR marki, do której skierowany będzie Wasz pomysł.
  • Kto wie? Może lawina komentarzy na portalach sprawi, że ktoś z Was znajdzie zatrudnienie w dziale ds. przygotowania produktów dużego koncernu i zrobi w nim błyskotliwą karierę. A może wśród Czytelników tego tekstu jest osoba, która kiedyś doradzi chińskiemu inwestorowi odbudowę polskiej marki samochodowej?

Andrzej Szczodrak