Na początku wyjaśnię jedną rzecz: to nie jest tekst o prawdziwych trenerach. Uwielbiam, kiedy ktoś propaguję sztukę przemyślanego pokonywania zakrętów, inteligentnego hamowania i dobierania prędkości bezpiecznej do warunków. Jestem pełen szacunku i uznania dla takich ludzi jak pan Andrzej Lenczowski czy ekipa Szkoły Jazdy Subaru. Kocham książki takie jak „Szybkość bezpieczna” Sobiesława Zasady, „Sportowa jazda samochodem” O.A. Bogdanowa i E.S. Cygankowa, „Jeździć szybko” Piotra R. Frankowskiego, a niedługo wreszcie poszerzę swoją kolekcję o „Jak prowadzić” Bena Collinsa.
Więc jakich „moto-coachów” chcę uciszyć? Słowo „coach” oznacza po prostu trenera, ale obecnie jego najpopularniejszym znaczeniem jest „trener rozwoju osobistego”. Mantrą trenerów rozwoju osobistego jest zaś namawianie odbiorcy, by „wyszedł ze swojej strefy komfortu”. Po przetłumaczeniu na język samochodziarzy zdanie to brzmi: „unikaj aut o przewidywalnym designie nadwozia i wnętrza, nawet jeśli są dopracowane technicznie”.
Tak! Posłuchajmy tej rady i świat stanie się prostszy! W pismach motoryzacyjnych oceny aut rozpisywane są na długie tabele. Design może być brany pod uwagę w jednej lub dwóch pozycjach (za przykład posłużyły mi tu tabelki z „Auto Świata”, „Motoru”, „Auto Motor i Sportu” oraz „Auto Moto”). I to pośrednio. Jako element wpływający na „wrażenie jakości”, „jakość wykończenia i ergonomię” czy samą „ergonomię wnętrza”.
Punkty za wygląd nadwozia czy kabiny doliczano z latach 90-tych XX w. Obecnie gdzieś zniknęły. I nie powinny wracać.
Lepiej byłoby prowadzić selekcję, jak do klubów. Samochody, które zdaniem redaktorów zostały zaprojektowane bez polotu, nie powinny gościć na łamach. Bo skoro np. pani Anna Lubertowicz-Sztorc deklaruje w iAuto „nie lubimy aut brzydkich i nijakich. Nie lubimy Škody” (http://issuu.com/iautopolska/docs/ia12_isu/c/sph88l5), to czemu miałaby traktować tę markę jako pełnowartościowego uczestnika rynkowej konkurencji?
Warto zresztą przyjrzeć się temu, jak autorka felietonu opublikowanego w magazynie iAuto krytykuje czeskie auta. „Tak, jak chcemy być oryginalni w strojach, w wystroju biura, czy mieszkania, tak chcemy jeździć wyjątkowym samochodem, innym niż wszystkie”.
Samochód jako mebel, jako, za przeproszeniem, ciuch.
To nie jest „kobiece oko”. Znam zawodniczki rajdowe, drifterki oraz prawdziwe artystki fotografii motoryzacyjnej i absolutnie nie wyobrażam sobie, że któraś z nich tak myśli. Pewnie bliższe byłyby im słowa Sobiesława Zasady „A przecież samochód to nie jednolity kawał stali, dla mnie to prawie żywa istota”. Dla prawdziwego miłośnika motoryzacji, pojazd jest niemal jak domowe zwierzę. Bo stale mu towarzyszy, a nie tylko „podkreśla jego styl życia”. Mieć świetny wóz i poruszać się głównie komunikacją miejską? Po co?
Poczciwa Octavia, Golf czy Astra może stanowić odpowiednik inteligentnego i wiernego kundelka. Twierdzenie, że lubi się psy, ale tylko rasowe nie jest ani kobiece, ani męskie. Jest tylko snobistyczne.
Z tym, że w porządnym snobizmie chodzi o to, by pokazać swoją wyjątkowość, a nie uporczywie powtarzać innym, jak szare jest ich życie.
Dlatego z niesmakiem patrzyłem też na dziką satysfakcję redaktorów serwisu francuskie.pl czerpaną z wpadek Volkswagena. Kiedy ludzie są oszukiwani bezpośrednio, sprawcy zasługują na słowa potępienia. Ale w przypadku, gdy oszukiwany jest system, warto choć przez chwilę pomyśleć, czy aby ten system jest dobry.
Zamiast teraz żyć w obawie, że jeśli podejrzenia się potwierdzą, to trzeba będzie z bólem serca potępić również działania Renault. Wystarczyło skoncentrować się np. na tym, że Francuzi robili i robią świetne hot-hatche, a nie zajmować się Volkswagenem.
Spora grupa produktów koncernu z Wolfsburga uchodzi w kulturze motoryzacyjnej za „strefę komfortu”. Afera wydawała się dobrą okazją by wykrzyknąć „Patrzcie, w strefie komfortu wcale nie jest tak dobrze!”. Szkopuł w tym, że przy aktualnych regulacjach mających rzekomo zwiększać bezpieczeństwo i chronić środowisko, miłośnicy aut i motocykli zarówno po strefie komfortu, jak i poza nią poruszają się na kolanach. Bo jak inaczej określić np. strefy Tempo 30? Może najpierw wstańmy, a dopiero potem ewentualnie pomyślimy o opuszczeniu spokojnej przestrzeni?
Zresztą żeby z niej wyjść, trzeba poczuć, że na zewnątrz czeka prawdziwa przygoda. Z pewnością jest spora grupa kierowców, którzy sięgnęliby po odważniej wyglądające samochody, gdyby ich „lepiej i piękniej kuszono”. Nietuzinkową estetykę można znaleźć w katalogach wielu producentów. Nawet tych uważanych za nudnych. Jest VW CC, jest Beetle, a swoich fanów ma też przód pierwszej Škody Yeti. Motoryzacyjne ciekawostki są wszędzie- w pojazdach francuskich, japońskich, niemieckich. Powtarzanie stereotypów nikogo na nie nie uwrażliwi.
Andrzej Szczodrak