„The Linkslenker”- samochód, który mógłby być…

Jensen FF- rysunek autorstwa Eugeniusza Brzozy

Miłośnicy futbolu znają zapewne filmik zatytułowany „Pele el golazo que seria, czyli „Pele, gol, który mógłby być…”. Przedstawia on akcję, w której legendarny piłkarz nie trafił do bramki, ale w niezwykły sposób zmylił bramkarza (https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=EPC3d6Fd_iY). Gdybym miał wskazać motoryzacyjny odpowiednik tego filmu, zdecydowanie wybrałbym rozpisaną na prawdziwe i bardzo ciekawe postacie legendę o jedynym klienckim egzemplarzu Jensena FF z kierownicą po lewej stronie.

Legendę? Skąd w ogóle pomysł, by dziennikarz wprost komunikował Czytelnikom, że w opisywanej przez niego historii pytania pozostające wciąż bez odpowiedzi oraz sprzeczności między opowieściami świadków są równie ciekawe jak fakty? Cóż, prawda o technicznej wyjątkowości tajemniczego Jensena może okazać się banalna, ale jego dzieje inspirują do poznawania ciekawostek na temat marki i zawierają w sobie genialną metaforę tego, czym są dla nas samochody i motocykle.

Prolog: Motofikcja.pl

Moje pogłębione zainteresowanie historią Jensena wiąże się z założonym przeze mnie blogiem Motofikcja.pl. Wymyśliłem metodę przedstawiania nieistniejących już marek polegającą na opisaniu ich prawdziwych dziejów do punktu, który uważam za przełomowy, i poprowadzeniu historii „co by było gdyby” od tego właśnie punktu. Sposób ten omawiałem kiedyś z klasykiem polskiego piśmiennictwa tuningowego, kojarzonym przede wszystkim z pismem „GT” Łukaszem Ptaszyńskim. Główny format tekstu dla Motofikcji miał mieć sekcje „Wiedza” i „Fantazja”, ale gdy Łukasz użył słowa „fakty”, odpowiedziałem „Fakty i Fantazja- FF”. Stało się dla mnie jasne, że Jensen FF to idealny przykład motoryzacyjnej historii typu „zwycięstwo albo śmierć”. Czy firma osiągnęłaby wielki sukces i istniałaby do dziś, gdyby nie wybór rozwiązań technicznych, które doprowadziły do powstania modelu dostępnego wyłącznie z kierownicą po prawej stronie?

Dramatis personae

Thomas- forumowicz Klubu Właścicieli Jensena

Pan J.- właściciel salonu aut brytyjskiej marki, kiedyś sprzedawca aut marki Jensen

Tony Marshall- były manager sprzedaży w Jensen Motors

John Page- główny konstruktor Jensena na przełomie lat 80-tych i 90-tych, wcześniej- mechanik

Jim- mechanik utrzymujący kontakt z Johnem Page’em

Kjell Qvale- amerykański biznesmen norweskiego pochodzenia, główny udziałowiec firmy Jensen w latach 70 XX w.

Richard Peckover- mechanik z Departamentu Rozwoju Silników Jensen Motors

Brian Spicer- Główny Inżynier Rozwoju w firmie Jensen w latach 1966-1976

Cornelius Richter- przedstawiciel Jensena na Niemcy

Titus Richter- syn Corneliusa

Christoph Klein- manager Corneliusa Richtera

Hubert Bauer- klient, który kupił egzemplarz modelu FF

Pani N.- wnuczka Huberta Bauer

Ulric Woodhams- właściciel The Jensen Museum

Richard Calver- autor książek na temat marki Jensen

Jensen- miłość Clarksona i siła dwóch liter

Najsłynniejszy produkt firmy z West Bromwich to Jensen Interceptor. Jak pisze Jeremy Clarkson, „Interceptor- myśliwiec przechwytujący- to najfajniejsza nazwa, jaką kiedykolwiek nadano samochodowi. «Przyjadę po ciebie po ósmej Interceptorem». Wyobraźcie sobie tylko, że mówicie coś takiego. Albo «Kochanie, czy dziś wieczorem pojedziemy Interceptorem?». Czujecie to mrowienie w okolicach kręgosłupa? Maserati to dobra nazwa. Thunderbird- jeszcze lepsza. Ale Interceptor brzmi najlepiej”. Swoje przywiązanie do tego oznaczenia modelowego słynny Anglik wyraził również we fragmentach „Top Gear” stanowiących pastisz trailera serialu detektywistycznego, któremu nadał tytuł „The Interceptors”.

Choć pierwszy prototyp Jensena FF (Ferguson Formula) oparty był o model C-V8, seryjny FF jest spokrewniony właśnie z Interceptorem. Z zewnątrz najłatwiej rozróżnić je po tym, że Interceptor ma po boku jeden wlot powietrza, a FF- dwa. Pierwsze z tych aut to projekt Carrozzeria Touring. Ponieważ firma ta nie miała odpowiednich możliwości produkcyjnych, wytwarzaniem Interceptorów i FF-ów zajęła się Carrozzeria Vignale. Alfredo Vignale współpracował też z głównym inżynierem Jensena, Kevinem Beattie’m przy modyfikacjach projektu Interceptora na potrzeby modelu FF.

Jensen Interceptor powstał w liczbie ok. 7 tys. egzemplarzy (według strony Muzeum prowadzonego przez Ulrica Woodhamsa powstało 1024 Interceptorów pierwszej generacji, 1128- drugiej, 4255- trzeciej, 15 serii czwartej i 456 wersji cabrio).

Wyprodukowany w liczbie 320 sztuk (195 pierwszej generacji, 110- drugiej i 15- trzeciej) Jensen FF, pierwszy samochód sportowy z napędem na cztery koła (Ferguson Formula) i ABSem Dunlop Maxaret, poniósł porażkę rynkową. Istotną rolę odegrał brak wersji dostosowanej do ruchu prawostronnego. Jak pisze Tony Marshall, opracowanie jej na zasadzie lustrzanego odbicia było niemożliwe, gdyż mechanizm Ferguson Formula nie mógłby pracować po odwróceniu go do góry nogami.

Jensen FF wytwarzany był w latach 1966-1971. Wszystkie egzemplarze omówione są w opracowanej przez Ulrica Woodhamsa książce „The Jensen FF | 320 short stories”, której trzy tomy kosztują łącznie 2500 funtów.
Firma Jensen Motors upadła ok. 1976 roku. Na początku lat 80-tych XX w. prawa do marki otrzymała spółka Jensen Parts & Service Limited, która przemianowała się na Jensen Cars Limited i zaczęła oferować Interceptora Serii 4. Na stronie belgijskiego klubu miłośników marki (jensencars.be) można znaleźć broszurę paryskiego przedstawicielstwa kilku brytyjskich marek (w tym Jensena) z 1990 r. Interceptor Serii 4 w wersji zamkniętej (FHC, Fixed-Head Coupe) wyceniony jest na 1 145 000 franków, w wersji cabrio (DHC, Drop-head Convertible)- 1 339 000 franków, a system FF oferowany jest jako opcja za 259 000 franków. Dla porównania, ówczesny koszt hot-hatcha segmentu B to 90 000-120 000 franków, a Ferrari BB 512i- 497 000 franków.

Zawiązanie akcji

19 września 2012. Mieszkający w Hanowerze „Thomaslk” zakłada na forum Jensen Owners’ Club wątek zatytułowany„Any trace of a LHD FF?” (https://joc.org.uk/forum/viewtopic.php?f=2&t=13929). Pisze: „W ostatnim tygodniu spotkałem byłego dealera Jensena w Niemczech. Mówił mi, że sprzedał tylko JEDEN samochód.
No, nie jest to historia sukcesu. Z drugiej strony, ta konkretna transakcja sprawiała wrażenie naprawdę wyjątkowej. To był FF z kierownicą po lewej stronie. Specyfikacja na zamówienie, białe nadwozie.
Pan, który to opowiadał, brzmiał absolutnie wiarygodnie. Potrafił sobie nawet przypomnieć nazwisko i stanowisko pierwszego nabywcy auta”.
Na sensacyjnie wręcz brzmiący wpis Thomasa reaguje Tony Marshall, który pod koniec lat 60-tych XX w. pracował w firmie Jensen jako menedżer sprzedaży. Wspiera niemieckiego fana marki w badaniu historii wyjątkowego FF, choć jest przekonany, że taki egzemplarz nigdy nie istniał.
Auto, w którego dostawie uczestniczył pan J. (tak nazwę bohatera pierwszego wpisu Thomasa) miało zostać sprzedane w 1987 r. przez Corneliusa Richtera z Regensburga Hubertowi Bauerowi z Fürth-Zirndorf. Tu należy się Czytelnikom pewne wyjaśnienie. Pierwszy anglojęzyczny wpis Thomasa wskazuje na pana J. jako na sprzedawcę, a w drugim w roli sprzedającego pojawia się Cornelius Richter. Wynika to z faktu, że drugi z tych panów był w latach 80-tych XX w. oficjalnym przedstawicielem Jensena na Niemcy. Potwierdzenie można znaleźć w opublikowanym na stronie Jensen Car Club of Switzerland, a pochodzącym z pisma „Auto Motor Sport”, artykule zatytułowanym „Aus dem FF” (tytuł to gra słów z wyrażeniem „Etwas aus dem Effeff zu können oder zu kennen”- znać coś na wylot). Tekst przedstawia Jensena FF o numerze rejestracyjnym NEJ 65 używanego przez samego Corneliusa Richtera. Autor opisuje m.in. to, jak układ napędowy napręża się, a nadwozie wpada w drgania w ciasnych zakrętach. Dodaje: „Sonst ist von der Formula Ferguson wenig zu spüren, und als der Jensen wirklich auf eine nasse Wiese gefuhrt wird, warnt Kunstmaler Richter: «Passen Sie auf, die Reifen sind schon etwas abgefahren»”- oprócz tego nie ma zbyt wiele odczuć związanych z Formułą Ferguson, ale po wjeździe na wilgotną łąkę malarz Richter ostrzega przed nie najlepszym już stanem opon.

Profesor Cornelius Richter- malarz i rzeźbiarz

Trudno nie kochać powiązań między motoryzacją i sztuką, a profesor Cornelius Richter większą sławę zdobył jako artysta niż jako przedsiębiorca w branży samochodowej. Niemiecki malarz i rzeźbiarz urodził się w 1944 r. w czeskim Eger (obecnie Cheb), a dorastał w Garmish-Partenkirchen (niektóre źródła wymieniają to miasto również jako miejsce jego urodzenia). Przywołany wcześniej tekst z „Auto Motor Sport” zawiera stwierdzenie, że rozmówcą autora jest „deutsche Importeur Cornelius Richter aus Riedenburg im Altmühltal”. Z kolei forumowy wpis Thomasa głosi, iż sprzedawca wyjątkowego białego Jensena to „Cornelius Richter z Regensburga (Ratyzbony)”. Oczywiście chodzi o tę samą osobę. „Regensburg znał go jako rajskiego ptaka”- głosi artykuł powstały po śmierci profesora Richtera (przyczyną był atak serca, który nastąpił późnym wieczorem 13 lipca 2014 roku, jak podkreślono w komunikacie managera i rodziny- po zwycięskim dla niemieckiej reprezentacji finale piłkarskich Mistrzostw Świata).

Miłośnikiem sztuki profesora, cenionego przede wszystkim za malarstwo energetyczne, był zmarły w 2003 Peter Morgan, prezes Morgan Motor Company. Pozornie, dotarcie do osób które znały Corneliusa Richtera nie nastręcza większych problemów- na stronie cornelius-richter.com widnieją dane kontaktowe managera artysty, Christopha Kleina. Nawiązuję z nim kontakt, ale okazuje się, że poznał on swego klienta w 2006 roku i nie miał zbyt wielu okazji by porozmawiać o przygodzie z rynkiem motoryzacyjnym. Syn profesora Corneliusa, Titus Richter w momencie rozpoczęcia moich prac jest nastolatkiem. Ma raczej nieaktywne konta w mediach społecznościowych, na których jednak da się zauważyć zdjęcia brytyjskich aut.

Hubert Bauer- szef fabryki zabawek

Zdobycie informacji na temat drugiej strony okrytej legendą transakcji wydaje się dużo bardziej skomplikowanym zadaniem. Próba odnalezienia rodziny konkretnego Huberta Bauera wśród milionów Niemców noszących nazwisko Bauer może się okazać szukaniem igły w stogu siana. Kontaktuję się z Automobilklubem Monachijskim, w którego dokumentach pada nazwisko „Hubert Bauer”. Niestety, nie ma osób, które by pamiętałyby takiego uczestnika klubowych imprez.
Pewną pomocą jest fakt, że Zirndorf liczy raptem ok. 25 tys. mieszkańców. Kolejne ułatwienie zyskujemy, jeśli założymy, że chodzi o rodzinę dość majętnego Huberta Bauera. Wpisanie w internetową wyszukiwarkę tego nazwiska oraz nazwy miejscowości Zirndorf kieruje m.in. do strony zawierającej opis historii spółki geobra Brandstätter GmbH & Co. KG będącej właścicielem marki Playmobil i właśnie w Zirndorf mającej swą centralę. Wzmianka o prezesie Hubercie Bauerze, który zarządzał firmą od 1952 r. a w 1985 roku przeszedł na emeryturę, wygląda bardzo zachęcająco. Po pierwsze, mamy Huberta Bauera z Zirndorf, mogącego sobie pozwolić na dość ekscentryczne wybory motoryzacyjne. Po drugie, pierwsze lata na emeryturze to całkiem dobry czas na zakup oryginalnego auta.

Próbuję dotrzeć do krewnych właśnie tego Huberta Bauera. Wciągam się w poszukiwania, a „w międzyczasie” czytam sensacyjną powieść Steve’a Berry’ego „Bursztynowa Komnata”. Coraz bardziej myślę, by na stałe zająć się dziennikarską niszą polegającą na poszukiwaniu motoryzacyjnych skarbów. Najpierw zbadam tego białego Jensena, a później przyjdzie czas na inny, tym razem czarny, samochód. „La Voiture Noire”, czyli zaginione Bugatti Atlantic, stanowiące Mount Everest motoryzacyjnych tajemnic.
Jensenowi nadaję przydomek „The Linkslenker” (połączenie niemieckiego „Linkslenker” czyli „auto z kierownicą po lewej” i angielskiego „The” mającego tu znaczyć nawet nie tyle „ten konkretny”, co „ten jeden, wyjątkowy”, jak w nazwach zespołów muzycznych od „The Beatles” do „The The”. Połączenie angielskiego rodzajnika i niemieckiego rzeczownika ma też podkreślać angielsko-niemiecką historię samochodu).
Skoro terenem poszukiwań auta jest niewielki Zirndorf, warto skorzystać z odpowiednich kanałów w mediach społecznościowych. Mój wybór pada na … facebookową stronę Spotted: Zirndorf. Jestem już mocno przekonany, że to właśnie Hubert Bauer z geobra Brandstätter GmbH & Co. KG jest wymienionym we wpisie Thomasa kupcem tajemniczego FF. Samochód sprzedany przez artystę prezesowi fabryki zabawek. Dzieło sztuki i zabawka w jednym- tym właśnie są dla wielu z nas auta i motocykle.

W mojej messengerowej wiadomości do Spotted: Zirndorf piszę wprost, że chciałbym skontaktować się z córką lub wnuczką Huberta Bauera. Po publikacji wpisu szybko pojawia się komentarz sympatycznej dżokejki, która oznacza panią N. – wnuczkę nieżyjącego już prezesa firmy geobra Brandstätter. Odzywam się do Pani N. i otrzymuję odpowiedź „Da muss ich erst meine Oma fragen, meine Mutter hat am Telefon nur gesagt das er sich 1987 ein ausgefallenes englisches Auto gekauft hat…….ich werde auf jedenfall nachfragen”. Wiemy zatem, że Hubert Bauer faktycznie kupił w 1987 r. wyjątkowe angielskie auto.„Es war ein Rechtslenker und er hatte ihn 2 Monate nach dem er ihn gekauft hatte wieder an den Hersteller zurück gebracht, da es technische Probleme gab. Mehr hab ich nicht heraus gefunden”. Samochód miał kierownicę po prawej stronie, a po dwóch miesiącach został zwrócony do sprzedawcy.

W rozmowie telefonicznej Pan J. twierdzi, że jesienią 1987 wspólnie z ówczesną dziewczyną Corneliusa Richtera dostarczył auto Huberta Bauera na lotnisko, by wróciło do firmy Jensen. Pamięta białe nadwozie i niebieskie skórzane wnętrze. Silnik to najprawdopodobniej 5.0 V8 z jednopunktowym wtryskiem. Warto to porównać z informacjami podanymi przez Thomasa:
„Według mojego rozmówcy był to FF czwartej generacji z kierownicą po lewej stronie z mającym wielopunktowy wtrysk 5-litrowym V8 Chryslera (…).
Konfiguracja sprawiała zatem naprawdę egzotyczne wrażenie, ale dealer pamiętał problemy z ograniczonym miejscem na nogi dla kierowcy usadowionego po lewej stronie, wynikające z obecności układu przeniesienia napędu Fergusona. Jako całość brzmiało to autentycznie, nie było powodu, do wymyślania dziwnych historii. Może auto zostało zbudowane według specyfikacji dostarczonej przez klienta. Domyślam się, że firma Jensen działała wtedy w elastyczny i nieformalny sposób”
. „Ten pan mówił o siedzeniu kierowcy węższym o dwa cale i o ograniczonym miejscu na pedały, co brzmiało naprawdę rozsądnie” (jedną z przyczyn, dla której nie opracowano seryjnego FF w wersji dla ruchu prawostronnego, były również problemy z umieszczeniem przekładni kierowniczej).

Głowię się, co robić dalej. Niezastąpiony Krystian Pomorski z portalu Mototrends.pl przechodzący już z dziennikarstwa do świata agencji PR-owych, podpowiada mi, bym spróbował zdobyć jakieś informacje od producenta. Jest to niezwykle cenna wskazówka, choć obaj zdajemy sobie sprawę, że firma Jensen w formie z czasów, gdy mógł powstać „The Linkslenker” już nie istnieje. Można za to dotrzeć do ludzi, którzy w niej pracowali. Pomocą może być wspomniana już strona internetowa muzeum Jensena. Zawiera listę najistotniejszych pracowników firmy, od A do Z. Szefem Jensen Parts & Service Limited i powstałej z niej Jensen Cars Limited był do 1988 Ian Orford, a inżynierem ds. rozwoju- John Page. Na forum Jensen Owner’s Club znajduję post, w którym udziela się mechanik Jim, pozostający w kontakcie z oboma panami. Rozmawiam z nim przez facebookową stronę jego warsztatu. Na podstawie konwersacji z Ianem Orfordem i Johnem Page’em neguje on powstanie jakiegokolwiek FF serii IV i jakiegokolwiek ukończonego FF z kierownicą po lewej stronie. Uważa, że takiej konwersji nigdy nie dokonano w firmie Jensen, ani w ogóle w Anglii.
Z Ulrikiem Woodhamsem kontaktuję się mailowo. Wyraża on przekonanie, że FF z kierownicą po lewej stronie nigdy nie powstał. Pisze też, iż kojarzy egzemplarze sprzedane do Niemiec, w tym ten, który swego czasu należał do Huberta Bauera. Nie jest jednak w stanie przypomnieć sobie numeru podwozia- w tym celu potrzebuje przejrzeć historie wszystkich FF-ów.

Wcześniej w „rozruszanym” przeze mnie wątku na forum Jensen Owner’s Club pisze użytkownik „Stevej”, dzielący się informacjami z rozmowy z mechanikiem Jensena Richardem Peckoverem. Wspomina o fabrycznej próbie opracowania Jensena FF z kierownicą po lewej stronie. Napęd łańcuchowy umieszczony za deską rozdzielczą łączył istniejącą kolumnę kierowniczą z krótką kolumną po lewej stronie. Projekt został zatrzymany przez Kjella Qvale. Richard Peckover uzyskał u byłego głównego inżyniera Jensena Briana Spicera potwierdzenie, że mechanika tego samochodu została wykorzystana w GKN FFF100- prototypie, który rozpędził się do 100 mil na godzinę i wyhamował do zera w rekordowym wtedy czasie 12,2 sekundy.

Wiem, że kiedyś dotrę do auta Huberta Bauera i dowiem się, jak powstała legenda.
W momencie, gdy prace nad Jensenem trochę wyhamowują, zauważam jednak pominiętą przez główne media motoryzacyjne historię Bugatti znanego jako Hidden Treasure. Ten „Ukryty Skarb”, zbudowany z elementów Typu 30 i Typu 44 nosi tabliczkę z numerem podwozia 57453, a zatem może być jednym z kluczy do rozwiązania tajemnicy zaginionego egzemplarza Typu 57SC Atlantic. Zanim Bugatti zaprezentuje najdroższy nowy samochód świata- La Voiture Noire, będący hołdem dla wspomnianego Atlantika, zdążę sformułować hipotezę, na którą Bugattisti mogli czekać 15 lat. Zanim auto zostanie wyprodukowane- znajdę jej zaskakujące potwierdzenie.

Andrzej Szczodrak


Pamięci Eugeniusza Brzozy
ale także z dedykacją i życzeniami powodzenia dla Petrolheart.pl

Jensen FF z kierownicą po lewej stronie– podsumowanie historii

Co wiadomo:

  • Hubert Bauer faktycznie kupił w 1987 nietypowy angielski samochód. Najprawdopodobniej był to biały, używany (pochodzący z 1971 roku lub wcześniejszy) Jensen FF.
  • Niemieckim importerem Jensena był wtedy rzeczywiście Cornelius Richter.
  • Według Johna Page’a, Richarda Calvera i Ulrica Woodhamsa nie powstał żaden FF serii IV
  • Pan J., będący obecnie szefem sporego salonu brytyjskiej marki, opowiada dość wiarygodnie brzmiącą historię, ale prawdopodobnie się myli. Chyba że Cornelius Richter zlecił „przekładkę” kierownicy w białym FF podmiotowi innemu niż fabryka Jensena

Co jest nadal zagadką :

  • Nieznane są dane identyfikacyjne FF-a, który stał się bazą tej legendy. Dopiero po znalezieniu samochodu będzie można upewnić się, czy nie miał miejsca scenariusz z „przekładką” w innej firmie

Co jeszcze chcę zrobić :

  • Delikatnie przypominać się Urlicowi Woodhamsowi z pytaniem o jego wiedzę na temat FF należącego do Huberta Bauera
  • Dalej szukać osoby z Jensen Owners’ Club, która kupiła białego FF od Huberta Bauera dzięki Corneliusowi Richterowi
  • Jeszcze raz spróbować skontaktować się z Titusem Richterem i, jeśli będzie chętny, skonfrontować go z Panem J.
  • Lepiej poznać historię znajomości Corneliusa Richtera i Petera Morgana

Niepotrzebny przypływ rozsądku, czyli klasycznie elegancka Multipla w 1998 roku

Źródło: Auto Świat, Numer z 28 sierpnia 1996

Kibice piłkarscy krytykujący trenera Jerzego Brzęczka rzadko poprzestają na stwierdzeniu, że prowadzona przez niego reprezentacja rozgrywa słabe mecze. Przeciwnie- mają zwykle swoich faworytów na pozycję lewego obrońcy oraz pomysły na ustawienie linii pomocy.


Inaczej jest z fanami motoryzacji powtarzającymi obiegową opinię o wyglądzie nadwozia Fiata Multipli- tworzą memy, piszą komentarze, ale zwykle ograniczają się do samych ocen.

Przypomnę jedną rzecz. Osoby częściej odwiedzające Motofikcję na pewno ją zauważyły. Otóż uważam, że kreowania samochodowo- motocyklowego świata nie można zostawić politykom i pracownikom firm motoryzacyjnych. Jednym z ważniejszych celów tej strony jest zachęcanie do patrzenia na ręce zarządcom transportu oraz do odkrywania w sobie Bena Pona (handlowiec, który zmobilizował Volkswagena do stworzenia Bullika) lub Boba Halla (dziennikarz, który wymyślił MX-5).

A skoro środowisko fanów motoryzacji ma być pełne osób potrafiących zaproponować Mitsubishi inny sposób walki o klienta niż łączenie nazwy Eclipse ze słowem Cross, to eksperyment myślowy « jak, na miejscu managerów Fiata, rozegralibyśmy sprawę Multipli » naprawdę ma sens.

Na razie nie przypominam sobie nawet, żebym zobaczył w Internecie nawet banalne stwierdzenie, iż Multipla z 1998 roku mogła, pod względem wizualnym, być skróconą i podwyższoną Mareą Weekend. Owszem, pamiętam wizję takiego właśnie auta, ale była ona opublikowana w « Auto Świecie » przy okazji pierwszych doniesień o planach stworzenia fiatowskiego kompaktowego minivana.

No, właśnie. Skoro już przywołujemy nazwę segmentu, możemy śmiało odrzucić opcję « Multipla mogła po prostu nie powstać ». Wystarczy sięgnąć do katalogu « Samochody Świata 1995 », by przypomnieć sobie, że od połowy lat 90-tych minivany stawały się tak modne, jak teraz SUVy. Renault wypuściło Mégane Scenic, a inni producenci musieli na to odpowiedzieć. Citroën tworzył Xsarę Picasso, Opel szykował siedmioosobową Zafirę, Fiat nie mógł być gorszy.

Pytanie, czy Multipla musiała stać się apelem do managerów oraz projektantów Citroëna, by przeprosili za nazwę Picasso i ogłosili, że nawet nie wiedzą, co znaczy słowo « awangardowy ».

Multipla, czyli « liczna »

Sami inżynierowie i projektanci Fiata byli związani założeniami projektowymi nawiązującymi do Fiata 600 Multipla z lat 50-tych i 60-tych XX w. Otóż auto miało przewozić 6 osób. I zmieścić je na ok. 4 metrach długości.

Co, ciekawe sama nazwa jest też trochę nietypowa. W języku włoskim większość słów pochodzących od łacińskiego « multum » zawiera głoskę « o » zamiast « u ». Dlatego « dziękuję bardzo » mówimy Włochom słowami « molte grazie » . I nawet słowa « multiplo », « multipla » mają synonim « molteplice ».

Jedno jest pewne. Multipla musiała być « liczniejsza » od minivanów z Francji. Czyli sześcioosobowa. A zarazem dość krótka. Ma raptem 3993 czy 3994 mm. Jest krótsza od Fiata Bravo (mierzącego 4020 mm), a przestrzeń we wnętrzu oferuje dzięki szerokości (Multipla- 1872 mm, Bravo- 1740 mm) i, oczywiście, wysokości. Szerokość sprawia też, że w swoim segmencie wyróżnia się prowadzeniem.

Giardiniera, kuzynka Multipli

Fiat mógł też cofnąć się o krok, i zamiast do modelu 600 Multipla nawiązać do 500 w wersji Giardiniera. Taka « Giardiniera Nuova » mogłaby mieć pięcioosobowe wnętrze i wyglądać mniej-więcej jak skrócona i podwyższona Marea Weekend. Później, jako konkurent mierzącej 4317 mm siedmioosobowej Zafiry mogła pojawić się przedłużona wersja kompaktowego fiatowskiego minivana, która nosiłaby już nazwę Multipla.

Według polskich mediów nazwa « Marea » oznacza przypływ lub odpływ (tłumaczenie « fala » wydaje się zatem lepsze). Decyzja o produkcji minivanów podobnych do Marei Weekend, zamiast Multipli w awangardowym wydaniu, byłaby, zdaniem niektórych, przypływem rozsądku.
Chociaż … popatrzmy na Fiata Bravo. Moim zdaniem jest to najlepiej wyglądające trzydrzwiowe auto segmentów B i C w historii, ale przeniesienie jego stylu do minivana byłoby bardzo trudne. Zwłaszcza że wyraz « minivan » nie był jedynym modnym motoryzacyjnym słowem w tamtych czasach. Furorę robiło też hasło « jednobryłowy ». Francuzi wciąż używają określenia « Monospace » jako nazwy tego typu aut (https://fr.wikipedia.org/wiki/Monospace_(v%C3%A9hicule), i to pomimo faktu, że pasuje ono także do Twingo i Beskida. Podłużne przednie światła Fiatów Bravo, Brava i Marea bardzo mi się podobają, ale nie wyobrażam sobie poprowadzenia od nich linii nadwozia pod takim kątem, by mogło powstać eleganckie auto jednobryłowe. Nawet przy tworzeniu grafiki opublikowanej w « Auto Świecie » (przedrukowanej zapewne z « Auto Bildu ») przyjęto perspektywę pozwalającą ukryć ten szczegół.
Prawdziwa Multipla również nie ma jednobryłowej formy, ale jej przód to stylizacyjna … « ucieczka do przodu » przed zmaganiem z przednimi lampami Bravo. A z tyłu przynajmniej spróbowano nawiązać do świateł o « migdałowym » kształcie, które mogą wręcz zachwycać w trzydrzwiowym Fiacie.

Na szczęście nikt nie każe oceniać samochodów (ani motocykli) jednowymiarowo. Można chwalić Multiplę za to, jak praktycznym jest autem i za to, że jej rozwiązania techniczne raczej się sprawdziły, a jednocześnie nie przepadać za jej stylistyką. Można twierdzić, że to nie jej wygląd, a obecność wersji BiPower napędzanej benzyną i gazem ziemnym, zadecydowała włączeniu ją w wystawę « Different Roads » w Nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej (https://www.moma.org/interactives/exhibitions/1999/differentroads/cars/fiat_multipla.html).

Ale trudno z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nieawangardowa Multipla byłaby lepsza.

Andrzej Szczodrak

Facel Vega w XXI w. według Łukasza Ptaszyńskiego czyli „Randka z Jankesem”

wizja graficzna współczesnego auta marki Facel Vega: Eugeniusz Brzoza
Tekst: Łukasz Ptaszyński

Fantazja:

Wyobraźmy sobie, że w pismach motoryzacyjnych pojawia się taki oto zwiastun:

Randka z Jankesem

Francuscy producenci samochodów coraz odważniej próbują wejść na salony segmentu premium, dostępne ostatnimi laty głównie dla wielkiej niemieckiej trójki – Audi, BMW i Mercedesa. Koncern PSA stworzył markę DS, która po kilku sezonach bazowania na modelach Citroëna zaprezentowała własnego crossovera – DS7 CROSSBACK. Nowy 508 wyraźnie pokazuje, że Peugeot bierze na celownik klientów z grubszymi portfelami, a Opel, od 2017 r. znajdujący się w portfolio koncernu PSA, od wielu lat próbuje przekonać, że jego produkty „drażnią klasę wyższą”. Renault, reaktywując markę Alpine, chce z kolei podebrać klientów Porsche. A inni?

Do ekspansji na segment premium przystępuje kolejna zasłużona dla motoryzacji marka o francuskich korzeniach – Facel Vega. Producent o burzliwej historii rusza na podbój trzech segmentów rynku z luksusowymi modelami coupé (Rendez-vous à Paris), czterodrzwiowym coupé (Biarritz) oraz obowiązkowym obecnie SUVem z nisko opadającą linią dachu (Mont Blanc). Czy tym razem połączenie wyrafinowanego, francuskiego wzornictwa z potężnymi amerykańskimi jednostkami napędowymi przełoży się na rynkowy sukces, czy Facel Vega po raz kolejny okaże się przedsięwzięciem nierentownym i utonie w odmętach rynku jak już drzewiej bywało?

Facel Vega, jak mało który producent, nie tylko inspiruje się własną historią, ale i pozostaje wierny założeniom, które przyświecały marce od początku jej motoryzacyjnego bytu. Warto przypomnieć, że francuska firma Facel (Forges et Ateliers de Construction d’Eure et Loir, czyli „Kuźnie i warsztaty regionu L’Eure-et-Loir”) debiutowała w 1939 roku jako producent metalowych mebli i komponentów stalowych do budowy wojskowego samolotu Bronzavia. Przygodę z automobilizmem rozpoczęła, po fuzji ze sprowadzającym szwedzką stal przedsiębiorstwem Métallon, od karosowania krótkich serii nadwozi coupé i cabrio dla takich firm, jak Delahaye, Ford, Panhard oraz Simca. Największym osiągnięciem z tego okresu działalności Facel-Métallon było wyprodukowanie około 45 000 sztuk w pełni aluminiowych nadwozi do modelu Panhard Dyna X. W annałach zapisały się także takie kreacje, jak zaprojektowane w studiu Stabilimenti Fariny (założonego przez brata Battisty „Pinin” Fariny, Giovanniego) nadwozia dla modelu Simca Sport oraz de Ville w wersji coupé, dwie generacje Bentleya Cresta na podwoziu Mark VI czy Ford Comete. Oprócz karoserii samochodowych wytwarzano także nadwozia skuterów (Vespa, Piaggio, Motobecane), aut ciężarowych (Simca, Somua, Delahaye), a nawet traktorów (Massey-Ferguson). Przedsiębiorstwo utrzymywało się także z produkcji części na pierwszy montaż (zderzaki, osłony chłodnic) dla Renault i Simki. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, więc firmie wiodło się raz lepiej, raz gorzej. Koniec zamówień wojskowych na nadwozia aut terenowych Delahaye oraz odchodzenie do lamusa sprzedaży podwozi z silnikami do karosowania przez firmy zewnętrzne sprawiło, że zarząd Facel-Métallon musiał podjąć trudną decyzję o utworzeniu niezależnej marki. W 1954 roku Jean Daninos powołał do życia nazwę Facel Vega.

Pierwszy model zadebiutował w lipcu 1954 roku na salonie samochodowym w Paryżu. Miał konkurować nawet nie tyle z rodzimą konkurencją, co z autami najwyższej klasy, jak Bentley czy Rolls-Royce. Powstał przy współpracy założyciela marki z konstruktorem – Jakiem Brasseuem i był hybrydą francuskiej sylwetki z amerykańskimi „mięśniami”. Pod szykowną , w pełni stalową dwudrzwiową karoserią typu hardtop, pozbawioną słupka B, spoczywała sprawdzona masowa technika. Za jednostkę napędową posłużyło 4,5-litrowe (275 cui, czyli 275 cali sześciennych) V8 DeSoto Hemi koncernu Chrysler. Motor ten zapewniał ważącemu około 1800 kilogramów autu niezłe osiągi (182 konie mechaniczne, v-max 190km/h, sprint do 100km/h w mniej niż 10s). Legenda głosi, że kontrakt na dostarczenie silników Jean wynegocjował osobiście z jednym z szefów Chryslera podczas rejsu transatlantyckiego. Typowo po amerykańsku rozwiązano także układ napędowy (silnik wzdłużnie z przodu, moment obrotowy przenoszony na tylne koła), ramę i zawieszenie (niezależne z przodu i sztywna oś napędowa z tyłu). Motor łączono z czterobiegową skrzynią ręczną lub automatyczną przekładnią Chryslera o trzech biegach. Samochód był ostentacyjny i bardzo drogi, ponad 70% produkcji trafiło na eksport. Przyczyniły się do tego francuskie przepisy fiskalne, które obciążyły FV drakońskimi opłatami. Powstały wersje hardtop i kabriolet, uznawane za bardzo nowoczesne (w opozycji do wytwarzanej przedwojennymi metodami konkurencji). W 1956 roku nazwę zmieniono na FVS, czyli Facel Vega Sport, zastępując dotychczasowy silnik większym (330 cui, 5,7 litra) od tego samego producenta oraz modernizując skrzynię biegów. Rok 1956 przyniósł rozszerzenie gamy modelowej o limuzynę o niezbyt skromnej, ale całkowicie licującej z charyzmą modelu nazwie Excellence. Znana z FVS-a technika zyskała jeszcze ciekawszą stylistykę i nowatorskie rozwiązania konstrukcyjne (brak środkowego słupka, tylna para drzwi otwierana „pod wiatr”). Modele od roku ’58, znane jako HK500, wyposażano w jeszcze większe V8 Chryslera – 5,8 (354 cui), a nawet 6,3 (383 cui), który mimo większej masy własnej zapewniał trochę lepsze osiągi. Rok 1962 przyniósł drugą generację modelu nazwaną Vega II, która była lżejsza (nie tylko wizualnie) od poprzedniczki i zachwycała jeszcze lepszym prowadzeniem, nie zaniedbując komfortu podróżnych.

Ówczesne elity pokochały markę. Z prominentnych posiadaczy aut z FV w logo warto wymienić Pablo Picasso, Stirlinga Mossa, Ringo Starra, Roberta Wagnera czy szacha Iranu i prezydenta Meksyku. W pierwszym okresie, nazwijmy go klasycznym, zbudowano 2897 aut tej marki. Dlaczego tak mało? Pierwszy powód to horrendalna cena, która ograniczała krąg potencjalnych nabywców do finansowych krezusów. Druga przyczyna wynikała z chęci rozwiązania pierwszego problemu – aby obniżyć cenę finalną produktu w 1959 roku do sprzedaży wprowadzono tańszy model Facellia. Stylistyka każdej z trzech wersji nadwoziowych (kabriolet, coupé 2+2 i pełnowymiarowe, czteroosobowe coupé) nawiązywała do większego modelu i została ciepło przyjęta przez rynek. Facellia była porównywana z produktami Mercedesa i Alfy Romeo, co w owym czasie było nie lada komplementem. Niestety zamiast ośmiocylindrowych amerykańskich „V-ek” pod maski trafiły najpierw niezbyt udane czterocylindrowe jednostki napędowe DOHC o pojemności 1,6 skonstruowane przez Paula Cavalliera (Pount a Mousson). Ich innowacyjna konstrukcja z dwoma łożyskami kulkowymi podtrzymującymi wałek rozrządu okazała się bardzo awaryjna, co podkopało doskonałą do tej pory reputację Facela, jako producenta samochodów niemal doskonałych. Na pomoc wezwano dwóch cenionych inżynierów, Charlesa Deutscha i Jeana Bertina, którzy mieli zmodyfikować silnik tak, aby wydłużyć jego żywotność. Niestety mleko już się rozlało, klienci którzy kupili auta z wadliwymi silnikami domagali się ich wymiany lub zwrotu wyposażonych w nie samochodów. Obciążenie budżetu na świadczenia gwarancyjne było ogromne, firma po raz pierwszy stanęła na krawędzi bankructwa. Jean Daninos w sierpniu 1961 roku podał się do dymisji. Zastąpił go desygnowany przez firmę Mobil André Belin, który podjął się karkołomnej misji restrukturyzacji firmy. Facel Vega III otrzymał silnik zakupiony u zewnętrznego producenta, tym razem od Volvo. Wyprodukowano około 1100 aut z jednostką napędową B18, co sprawiło, że był to najliczniej reprezentowany model marki. Niestety zysk jednostkowy na egzemplarzu był niewielki. Sukces sprzedażowy nie uchronił Facela przed bankructwem, jedynie odłożył je w czasie. Do chwili zaprzestania produkcji w 1964 roku powstało jeszcze kilkadziesiąt egzemplarzy modelu Vega 6 z 2,8 litrowym motorem Austin-Healey, jednak cierpliwość inwestorów się wyczerpała i firmę zamknięto.

Dalsza historia firmy jest wręcz bajkowa. Aby ją opowiedzieć należy cofnąć się o 4 lata, do 1960 roku, kiedy to zaczęto rozważać montaż silnika Volvo B18 w Vedze III. Daninos wiedział, że jego dni w firmie są policzone, nie ukrywał też, że kierunek prac nad nowym modelem Facela nie do końca mu odpowiadał. Postanowił powrócić do korzeni i ratunku szukać nie tyle w produkowaniu samochodu pod własną marką z silnikiem od innego wytwórcy, co stworzeniu projektu, opartego o jego rozwiązania techniczne i sprzedawanego pod silną marką, jak już drzewiej bywało. Podczas wizyty w Szwecji Jean poznał Pettersonów, pracujących dla Volvo. Uczestnicząc w wyprawie wędkarskiej na północy kraju Trzech Koron Daninos dowiedział się, że Helmer stał się opiekunem projektu coupé, za którego konstrukcję miał odpowiadać jego syn, Pelle. Zaraz po powrocie do Francji Jean zaczął tworzyć swoją wizję auta typu Gran Turismo dla szwedzkiego koncernu. Założenia były proste – na bazie sprawdzonej, bezawaryjnej mechaniki stworzyć samochód do wielkiej turystyki, z dwoma pełnowymiarowymi miejscami, dwoma awaryjnymi w tylnym rzędzie i powierzchnią bagażową, mieszczącą ekwipunek na przynajmniej tygodniową wycieczkę dla dwojga. Nadwozie zaprojektowano w bardzo modnym w latach 60. stylu aerodynamicznym, inspirując się takimi projektami jak 1960X Batisty Pininfariny. GT zbudowane dla Volvo było olśniewające, łączyło proste, nowoczesne wzornictwo z minimalistycznym luksusem. Szwedzki producent był zachwycony, seria próbna modelu o roboczej nazwie Volvo Vega Polar ze wzmocnionym do 120 koni mechanicznych silnikiem B18 trafiła do wyczerpujących testów. O ile szwedzki producent był zadowolony z ich wyników, o tyle znany z perfekcjonizmu założyciel marki Facel Vega utyskiwał na zbyt słabą jednostkę napędową. Po zawieszeniu rozmów Volvo zdecydowało się na produkcję modelu P1800 wspomnianych Pettersonów, Daninos nie przerwał jednak prac konstrukcyjnych i w sezonie 1962 zaprezentował Szwedom nadwozie FV Polar Star, przystosowane do wzdłużnego montażu widlastych jednostek napędowych o ośmiu cylindrach. Niestety Volvo takowych nie posiadało, a sukces modelu P1800, który w sezonie 1962 trafił na plan zdjęciowy serialu „Święty” sprawił, że Szwedzi zarzucili projekt. Powstało 9 testowych egzemplarzy Volvo Vegi Polar i 3 nadwozia FV Polar Star bez jednostek napędowych. Daninos zaczął poszukiwać do nich odpowiedniego napędu. Swoje kroki skierował do starego dobrego znajomego z Chryslera, do którego poleciał jeszcze pod koniec 1961 roku. Postanowił namówić go na rejs do Europy, aby pokazać gotowe na przyjęcie V8-ki nadwozie. Podczas rejsu przyjaciel z Chryslera zdradził Daninosowi, że jego koncern ma kontrakt na dostarczanie silników zawarty z pewną brytyjską firmą Jensen, która chce je montować w swoim GT. Karoseria FV Polar Star zrobiła na przedstawicielu Chryslera dużo lepsze wrażenie niż projekt Jensena. Niestety umowa była już zawarta, włodarze Jensena nie chcieli słyszeć o jej zerwaniu, nastąpił więc pat. Daninos w owym czasie nie zerwał jeszcze pertraktacji z Volvo, był też na bieżąco z sytuacją projektu P1800 i problemami związanymi z miejscem jego produkcji. Volvo nie dysponowało jeszcze odpowiednim zakładem, który mógłby podołać produkcji nowego samochodu. Francusko-amerykańsko-szwedzko-brytyjskie spotkanie na szczycie doprowadziło do niespodziewanego konsensusu. Volvo postanowiło produkować P1800 u Jensena, w zamian za ten kontrakt Brytyjczycy zrezygnowali z części zakontraktowanych u Chryslera silników V8, które mogły tym samym trafić pod maski FV Polar. Daninos miał już niemal kompletny projekt – nadwozie, silnik, układ przeniesienia napędu, nie miał tylko dwóch składowych – praw do nazwy Facel Vega i miejsca produkcji. Po bankructwie firmy Facel Vega w 1964 roku podjął próbę odzyskania praw do niej. Udało się rok później, a w 1965 zadebiutował model Facel Vega Viking, nazwany tak na cześć skandynawskiego rodowodu pomysłu tego futurystycznego Grandturismo.

FV Viking napędzany 230-konnym V8 o pojemności 6,3 litra imponował nie tylko designem, ale i osiągami. Uzyskiwał prędkość ponad 230km/h, rozpędzał się do setki w niecałe 9 sekund, a do tego imponował zasięgiem. Aerodynamiczna sylwetka, mimo sporej masy własnej (ponad 1700 kilogramów) sprawiała, że w porównaniu z konkurencją Facel oszczędnie obchodził się z paliwem. Jego największą wadą była… nazwa. Nigdzie poza Skandynawią Wikingowie nie kojarzyli się dobrze, co sprawiło, że w latach 1965-68 sprzedano niewiele ponad 250 egzemplarzy. Największymi rynkami zbytu były Stany Zjednoczone, Norwegia i Szwajcaria. Obserwując te dwa ostatnie rynki – zarząd Facela Vegi, w skład którego oprócz Daninosa weszli inwestorzy z USA oraz Bliskiego Wschodu, postanowił wzbogacić ofertę o auto z napędem na cztery koła, lepiej sprawdzającym się na górskich drogach. Auto zachowało wymiary poprzednika, zrezygnowano jednak z drugiego rzędu siedzeń, aby „odzyskać” masę wykorzystaną przez cięższy napęd 4×4. Nowy model nazwano Mont Blanc 4. Mimo wysokiej ceny i przeciętnej funkcjonalności, która w latach 70. stała się pożądaną cechą nawet w segmencie aut luksusowych, sprzedawał się nieźle. Wolumin produkcji w dwa lata przekroczył barierę 500 sztuk i był na tyle dużym sukcesem, że Citroën postanowił nawiązać współpracę z Facelem.

Citroën zlecił firmie projekt GT dla czterech osób. Udostępnił przy tym konstruktorom Facela technologię hydropneumatycznego zawieszenia opartego o sfery, znanego z modelu DS. Aluminiowe, aerodynamiczne nadwozie z wklęsłą tylną szybą, napęd na cztery koła i futurystyczne wnętrze zdecydowanie wybiegały poza czasy, w których go zaprezentowano. Zleceniodawca był zachwycony, jednak ze względu na duży nacisk na ekologię, która zaczynała być w modzie, Citroën zadecydował, że pod maską znajdą się silniki cztero i sześciocylindrowe. Facel, podobnie jak w przypadku projektu dla Volvo, zawetował pomysł „wykastrowania” projektu z V8-ki. Współpraca została zerwana. Model w podobnej formie, acz bez napędu 4×4 i z silnikami V6 ujrzał światło dzienne jako Citroën SM. Partnerem stało się włoskie Maserati, wchłonięte przez koncern Citroën. Niejako w formie rozliczenia za koncepcję GT, zaproponowaną przez Facela, Citroën udostępnił owej firmie technologię zawieszenia hydropneumatycznego. W 1974 roku, podczas Wystawy Światowej w Spokane (USA) zaprezentowano Facela Vega PAS, co należy tłumaczyć jako Paris, Aspen, Sahara. Silnik Chryslera zwany Magnum z pojemności 5,9 litra (360 cui) legitymował się mocą 303 koni mechanicznych, co w teorii pozwalało rozwinąć prędkość 260km/h i skrócić czas sprintu do setki do nieco ponad 7 sekund (7,2s ze skrzynią manualną o 5 biegach i 7,6s z AT4). W teorii, gdyż układ przeniesienia napędu nie był w stanie znieść takich przeciążeń. Zarząd Facela, nauczony doświadczeniem związanym z ogromnymi kosztami ponoszonymi w związku ze świadczeniami gwarancyjnymi w przeszłości, nie zdecydował się na wprowadzenie auta do salonów sprzedaży. W 1976 roku zaczęto produkcję dwóch modeli : FV Aspen z klasycznym układem napędowym, hydropneumatycznym zawieszeniem i mocą 310 koni mechanicznych, oraz FV Sahara z napędem na cztery koła, manualną skrzynią biegów i silnikiem o mocy ograniczonej do 240KM. Produkcja trwała przez 7 lat, jej wolumin przekroczył 1000 sztuk wersji Aspen i nieco ponad 700 Sahary. Na początku lat 80-tych po raz kolejny spróbowano połączyć napęd 4×4, hydropneumatyczne zawieszenie i mocny silnik V8, prezentując koncepcyjny model SLV (Sahara Luxury Vehicle). W Europie nie wzbudził entuzjazmu, co innego w USA, a w szczególności na Bliskim Wschodzie, skąd popłynął strumień zamówień na pierwszy samochód łączący cechy luksusowego auta terenowego z sylwetką samochodu sportowego. Sprzedaż modelu SLV załamała się w roku 1990, po akcji zbrojnej Pustynna Burza. Nie dało się dłużej oferować tego samego produktu jednocześnie w USA i na terenach owej operacji. Francuzi postanowili skapitulować.

Słuch o marce Facel Vega zaginął do 2012 roku, kiedy to w mediach społecznościowych pojawiły się pierwsze rendery nowego auta koncepcyjnego z napędem hybrydowym. Początkowo zainteresowanie było spore, jednak koncept firmy Facellia Automobiles nie wyszedł poza fazę wizualizacji. Kolejne informacje o marce Facel Vega pojawiły się w 2014 roku, do napędu muskularnego coupé miał posłużyć silnik rodem z USA, tym razem o pojemności 6,4 litra i mocy 470 koni mechanicznych. Niestety i ten projekt nie zyskał namacalnej formy. Te dwie koncepcje miały zasadniczą wadę : pierwsza zakładała napęd hybrydowy bez użycia jednostki V8, druga miała być oferowana wyłącznie z silnikiem spalinowym, co nie przekonało lobby ekologicznego i, co za tym idzie, poważnych inwestorów.

W 2017 roku marka Facel trafiła do portfolio chińskiego BYD Auto, produkującego auta osobowe i ciężarowe. Jako, że właścicielem BYD Auto jest produkujący baterie koncern BYD Company, nie dziwi informacja, że nowe modele mają łączyć silniki spalinowe i elektryczne. Chiński właściciel odrobił jednak lekcję z historii i Fecel Vega otrzyma klasyczne widlaste „ósemki” od Chryslera. Debiutujący jako pierwszy model Rendez-vous à Paris to klasyczne coupé 2+2, które na celownik bierze modele takie, jak Polestar One, Mercedes S coupé czy BMW serii 8. Do napędu użyto doładowanego silnika 6,2 Hemi o przydomku Demon, napędzającego tylne koła (moc 707 koni) i dwóch 230 konnych silników elektrycznych przy kołach przednich. Maksymalna łączna moc systemowa to 1000 koni mechanicznych. Na samym prądzie auto będzie mogło pokonać do 150 kilometrów z prędkością maksymalną 190km/h, w trybie GT zasięg przekroczy 1000 kilometrów, a najbardziej dynamiczny program Sport pozwoli mu na sprint do 100km/h w mniej niż 2,5 sekundy. Czy to wystarczy, aby podbić rynek? Jeśli nie to w kolejce czekają kolejne modele, które mają potencjał na rynkowy sukces : czterodrzwiowy FV Biarritz w stylu coupé bazuje na tej samej architekturze, co coupé, jest jednak od niego nieco wyższy (+15mm) i dłuższy (+48mm). Parametry będą niemal identyczne jak w przypadku Rendez-vous à Paris . O SUVie FV Mont Blanc wiadomo najmniej. Zadebiutuje w przeciągu najbliższych 16 miesięcy i ma łączyć spalinowe V8 z czterema silnikami elektrycznymi.

Czy Facel Vega wedrze się ponownie do segmentu premium? Wiele wskazuje, że tak się stanie. Klienci powinni docenić nie tylko francuskie wzornictwo, komfort typowy dla aut rodem znad Loary, nowoczesne proekologiczne technologie, ale także przywiązanie do tradycji w postaci potężnych spalinowych silników V8. Takie hybrydy lubimy!

Fakty:

Wydarzenia opisane w Fantazji do zdania „Dalsza historia firmy jest wręcz bajkowa” są prawdziwe. Prawdą jest też to, że Volvo P1800 było produkowane w zakładach firmy Jensen. (http://www.volvotips.com/index.php/p1800/history-1800/)

Kalendarium

1939 : Jean Daninos zakłada firmę Facel S. A. (Société Anonyme). Produkcja części do samolotu Bronzavia

1945 : Utworzenie firmy Facel-Métallon produkującej w krótkich seriach nadwozia coupé i kabriolet dla firm takich jak Simca, Panhard, Ford czy Delahaye

1948-55 : Produkcja karoserii na podwoziach firmy Bentley, nadwozi skuterów, aut ciężarowych i traktorów

1953 : koniec produkcji części metalowych na pierwszy montaż dla koncernów motoryzacyjnych

1954 : debiut modelu Vega

1956 : debiut modelu Excellence, silnik 5,4 w modelu Vega

1958-59 : silniki 5,8 i 6,3

1960 : debiut modelu Facellia

1962 : debiut modelu Vega II

1963 : wprowadzenie silnika Volvo B18

1964 : debiut modelu Facel 6 z silnikiem Austin-Healey, koniec produkcji i zamknięcie firmy

O tym, jak Marek Wieruszewski antidotum na autonomy wynalazł

Fakty i opinie:

Marek Wieruszewski jest Wam na pewno dobrze znany. To dziennikarz, który kilka lat temu prowadził „Garaż Otwarty” w Radiu PiN a obecnie tworzy kanał Youtube’owy Marek Drives oraz program „Motojazda – Garaż Motowizji”.

Jego kultura osobista i poczucie humoru sprawiają, że wystarczy zamienić z nim choć dwa słowa w portalu społecznościowym, by go lubić.
Z kolei poglądy Marka powodują, że jeśli samochody i motocykle znaczą dla Was więcej niż gadżety, to nie będziecie się z nim identyfikować.

Normalnie w takich sytuacjach przyjmuje się postawę „ty masz swoich odbiorców, a ja swoich”. Problem w tym, że w specjalnym wydaniu „Motojazdy” Marek popełnił błąd językowy, po którym ja doznaję odmiennych stanów świadomości, jak po jakichś narkotykach (sami sobie wymyślcie jakich, bo ja mam doświadczenia tylko z oktanami i napojami zawierającymi kofeinę).

Sobota, siedzę sobie i piszę, kilka metrów ode mnie stoi telewizor z włączoną Motowizją, aż tu nagle padają następujące słowa:

„MAJĄC W PAMIĘCI POPRZEDNIE WERSJE, MEGANE RS NAMIESZA NA RYNKU”.

(mogłem zmienić jeden czy dwa wyrazy, ale jestem przekonany, że nie pomyliłem się w kwestii tego, jak Marek użył słowa „mając”).
Co takiego ciekawego jest w tym zdaniu?

Ano to:

Błąd tożsamości podmiotu a imiesłów przysłówkowy na „-ąc”

Zgodnie z logiką języka polskiego, użyte przez Marka wyrażenie oznacza, że:

RENAULT MEGANE RS MA W PAMIĘCI POPRZEDNIE WERSJE, WIĘC NAMIESZA NA RYNKU.

Fantazja

Auto mające w pamięci tradycję, z której się wywodzi? Jakież by to było kuriozalne, gdyby nie fakt, że jest piękne! Wręcz genialne. Zwłaszcza w epoce, w której „dwie generacje popularnego smartfona temu” to zamierzchłe czasy. Pomyślcie …
Najpierw możemy sobie wyobrazić jakieś proste i całkiem realne rozwiązanie. Na przykład filmiki z Jeanem Ragnottim wgrane na stałe w pamięć systemów multimedialnych Clio RS i Megane RS.
Podoba się? To może coś jeszcze ambitniejszego (i skazanego na porażkę). Jakiś „tryb zgodności” upodabniający prowadzenie nowego Ferrari do F40 lub nowego BMW M4 do M3 pierwszej generacji (E30). Już sama różnica w rozmiarach kół sprawia, że pewnie skończyłoby się to filmikami z Chrisem Harrisem pokazującym najbardziej skwaszoną minę, na jaką go stać. Mimo wszystko, taka próba miałaby swoją dobrą stronę, bo jeszcze bardziej zwiększyłaby zainteresowanie klasykami.
Ale pójdźmy jeszcze dalej. Przecież samochody i motocykle mające osobowość to ulubiony motyw kultury motoryzacyjnej. Chitty-Chitty-Bang-Bang, Herbie, czyli „Kochany Chrabąszcz”, polskie baśnie Ewy Kwiatuszyńskiej („Jak Dzielny Mały Fiatek Zaklęte Miasto Obudził”), KITT, Transformery, i tak dalej …
Ktoś powie: czyli pojazdy autonomiczne. Otóż nie do końca, bo każde z tych aut, oprócz baśniowego Fiatka (który, o ile dobrze pamiętam, egzystuje w świecie bez ludzi), dość często bywa prowadzone przez człowieka.
I tu pojawia się pytanie, czy samoświadome pojazdy, byłyby autonomiczne, czy jednak zechciałyby być dobrymi kumplami i dać się poprowadzić. A może …
… „mające w pamięci” sportową tradycję Clio RS, Megane RS oraz Alpine A110 otoczyłyby prezesa Renault gdzieś na placu przed siedzibą firmy, po czym z głośników wszystkich trzech samochodów rozległoby się gromkie:

– Pan chce produkować auta bez kierownicy i pedałów?! Niech pana ręka Ragnottiego broni!

No, i to jest wizja, z którą mogę Was zostawić! Miłego dnia.

Andrzej Szczodrak

Pięć aut z MotoClassic Wrocław i pięć krótkich motofikcji – część I

Na MotoClassic Wrocław można było zobaczyć wiele olśniewających klasyków, ale z punktu widzenia Motofikcji najciekawsze są samochody i motocykle firm, które zakończyły działalność. Postanowiłem, że uproszczę formułę „Faktów i Fantazji”, by pokrótce opowiedzieć o reprezentantach pięciu marek.

American Lafrance (więcej na temat auta, które zostało pokazane w Topaczu- materiał Motofakty.pl i TVN Turbo)

Fakty: Firma AC Oldtimer zajmuje się renowacją pojazdów zabytkowych. Na zlotach i wystawach niejednokrotnie pokazywała sprowadzone przez siebie amerykańskie auta wyprodukowane przed II wojną światową. Tak było i tym razem. Trzytonowy American Lafrance dotarł do podwrocławskiego zamku na kołach.

Fantazja: Jak wyglądałyby losy American Lafrance w XXI wieku? To nie do końca dobre pytanie, gdyż firma istniała do 2014 roku. Należała do Daimler Trucks North America, czyli właściciela marki Freightliner. Specjalnością American Lafrance były pojazdy strażackie. Nie wykluczałbym zatem, że za jakiś czas pojawi się np. Freightliner M2 112 American Lafrance Edition.

Andrzej Szczodrak

TVN Turbo odpowiada w sprawie polskiej edycji Top Gear

Kuba_Wojewódzki

Fot. Sławek (https://www.flickr.com/people/11435257@N07)

Kilka dni temu redaktorzy strony Topgearonline.pl zauważyli facebookowy wpis Kuby Wojewódzkiego sugerujący, że powstaje polska wersja „Top Gear”.

 

http://topgearonline.pl/powstaje-polska-wersja-top-gear-tak-sugeruje-kuba-wojewodzki,6051.html

Takie informacje, warto sprawdzać u źródła, toteż zwróciłem się do TVN Turbo. Przedstawiciele stacji odpowiedzieli, że produkcja polskiej edycji programu „Top Gear” nie jest obecnie planowana. Pytanie przekazali jednak jako sugestię do Działu Programowego.

Decyzje dotyczące ramówki jesiennej 2016 TVN Turbo zostaną dopiero podjęte. Dział Współpracy z Widzami zapewnia, że gdy tylko zapadną, stacja będzie o nich informować na antenie oraz za pośrednictwem strony internetowej: www.tvnturbo.pl.

Widzowie są również zaproszeni do kontaktu z infolinią – tel. +48 22 856 61 61.

Andrzej Szczodrak

CWS- polska marka premium

CWS T8-3

wizja graficzna współczesnego CWS-a: Eugeniusz Brzoza, Tekst: Andrzej Szczodrak

Za interesujące wspomnienie dziękuję Panu Janowi Ripperowi

 

Fantazja:

Jest 1931 rok. Citroën otrzymuje od francuskich władz wsparcie w negocjacjach z polskimi Państwowymi Zakładami Inżynierii. Obietnica korzystnego pakietu licencji dla polskiego przemysłu zbrojeniowego okazuje się decydująca. PZInż podpisują umowę z francuską firmą- jedynym poważnym rywalem dla wspieranego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Fiata. Citroën nie żąda całkowitego zaprzestania polskiej produkcji, czując szansę zapożyczenia niektórych rozwiązań technicznych. Francuzi naciskają, by czterocylindorowy CWS T1 był wypierany przez ich model C4. Są jednak zainteresowani rozwojem CWS-a T8. Pod marką Citroën-CWS, jako T8-2, powstaje też prototyp Lux-Sport z nadwoziem zaprojektowanym przez inżyniera Panczakiewicza i układem napędowym stworzonym przez zespół inżynierów pod kierownictwem inż. Zdzisława Rytla.

W czasie II Wojny Światowej Centralne Warsztaty Samochodowe ulegają zupełnemu zniszczeniu.

Przy podjętej w 1949 roku próbie powrotu do współpracy z Citroënem, marka CWS nie jest przywoływana. Traktuje się ją jako symbol luksusu, którego „klasa robotnicza nie potrzebuje”.

Tworzony od podstaw PRL-owski przemysł motoryzacyjny buduje nowy znak firmowy- FSO.

Pod koniec 1965 roku zostaje podpisana umowa z Citroënem. Zaskoczeni brakiem kontynuacji przedwojennej marki CWS Francuzi nie decydują się na nadanie polskiego znaku firmowego modelowi Ami ani wprowadzonemu do FSM w 1973 roku Dyane. Pada pomysł, by pod marką Citroën-CWS montować DS-y dla polskiego aparatu państwowego. Zostaje jednak zarzucony, ponieważ oczekiwany jest następca „Bogini”.

Wejście Citroëna na rynki wschodnie tylko nieznacznie opóźnia kłopoty finansowe francuskiej firmy i powstanie koncernu PSA. Decyzję o jego utworzeniu Michelin podejmuje w 1976 roku. Niedługo potem Polska pozostaje z Citroënem Axel jako podstawą krajowej motoryzacji. Nadzieje, iż w Bielsku-Białej i Tychach będzie budowany AX spełzają na niczym. Produkowany do 1996 roku FSO Axel przeżywa podobny rozwój jak Oltcit Club.

Wszystko zmienia się w 1996 roku, gdy FSO zostaje przejęte przez GM, a konkretnie jego koreańską spółkę Daewoo. Ni stąd ni zowąd pojawia się pomysł, by jedna z wersji wyposażeniowych Daewoo Leganza występowała pod marką CWS. Tłumiona do tej pory ze względu na finansową słabość dotychczasowego partnera- Citroëna kreatywność polskich stylistów i inżynierów wręcz wybucha. Powstaje napędzany mercedesowskim silnikiem V8 prototyp CWS T8-3. Budzi on ogromny entuzjazm, mimo iż niewielu Polaków stać na tak luksusowe auto.

W 2004 roku, po odejściu Daewoo, na Żerań wkracza Chevrolet, a pomysłami reaktywacji marki CWS interesują się włodarze Cadillaca. Tuż przed finansowym kryzysem na rynek trafia CWS T8-3 z ośmiocylindrowym silnikiem Northstar. Auto zdobywa ogromną popularność w Chinach oraz krajach arabskich.

 

Fakty:

  • Citroen rzeczywiście dwukrotnie próbował stać się licencjodawcą dla polskiej motoryzacji. Najpierw przed wojną, a później w latach 70-tych, gdy model Dyane rywalizował z Fiatem 126.
  • Początkiem ewolucji zakładu, który stał się Centralnymi Warsztatami Samochodowymi była decyzja niemieckich władz wojskowych Warszawy w czasie I Wojny Światowej. Na terenie dawnej fabryki armatury gazowej pras i pomp „Schaffer i Budenberg” utworzyły one „Zentrale Automobilwerkstatte der Heeresverwaltung Oberost”. Prowadzone tam naprawy polegały w zdecydowanej większości przypadków na wymianie elementów na fabrycznie nowe. Dzięki unifikacji produkcji dysponowano pełnym zapasem części
  • Same Centralne Warsztaty Samochodowe powstały pod koniec 1918 roku pod kuratelą Departamentu Samochodowego Ministerstwa Spraw Wojskowych. Początkowo ich zadaniem była naprawa niemieckich aut przejętych od okupanta
  • Mapy przedstawiające lokalizację zakładów można znaleźć pod adresem internetowym http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=31&t=133772
  • Tadeusz Tański urodził się 11 marca 1892 w Janowie Podlaskim. Był synem Czesława Tańskiego- malarza i popularyzatora lotnictwa. Czesław Tański opuścił rodzinę niedługo po tym, jak narodził się Tadeusz. Ojciec i syn poznali się dwadzieścia lat później w Paryżu na zjeździe konstruktorów samolotowych i zostali przyjaciółmi. Do Polski Tadeusz Tański wrócił w 1919 roku. Niedługo potem otrzymał polecenie zbudowania lekkiego samochodu pancernego. Pojazd powstał w ośmiu egzemplarzach na podwoziu Forda T. Nazywany był Fordem FT-B i został wykorzystany w wojnie z Rosją Sowiecką.
  • W 1922 roku Tadeusz Tański, przekonany, że „jeśli maszyna jest ładna i estetyczna, to będzie i dobra w pracy”(Witold Rychter- „Moje dwa i cztery kółka”) opracował projekty silnika i podwozia pierwszego polskiego samochodu osobowego
  • „Myślą przewodnią konstruktora było jak najlepsze przystosowanie silnika do krajowych możliwości produkcyjnych i warunków eksploatacyjnych. Ujednolicenie elementów – gwintów, sworzni otworów oraz modułów – zostało doprowadzone niemal do perfekcji”- pisze Witold Rychter w książce „Moje dwa i cztery kółka”, Ten sam autor podaje, że CWS miał śruby i nakrętki wymiaru M10. Jedynie zagraniczne świece i korki spustowe wymagały kluczy 18 mm. „Cały samochód można było rozebrać i złożyć dwoma identycznymi kluczami płaskimi”.
  • Dane techniczne CWS T1:
    • Pojemność skokowa silnika 2985 cm3
    • Stopień sprężania 4,75:1
    • Moc trwała 45 KM przy 2500 obr./min (prototypowy silnik osiągnął moc maksymalną 61 KM przy 3000 obr./min)
    • Przełożenie przekładni głównej: 4,75:1
  • Wyprodukowano niemal 800 CWS-ów T1 oraz ok. 200 dodatkowych silników
  • Oprócz T1 powstały prototypy T8 i T2
    • Bardzo zbliżony do T1 pod względem konstrukcji nadwozia CWS T8 napędzany był ośmiocylindrowym, chłodzonym cieczą silnikiem o oznaczeniu T8-1. Jednostka ta miała pojemność 3 litrów i osiągała moc między 80 a 100 KM
    • W mniejszym, czteroosobowym CWS T2, zwanym też T20 montowano motor o oznaczeniu T4 (w niektórych źródłach symbol ten mylnie przypisywano samemu autu). Jednostka ta była „połową” silnika T8-1. Z wynoszącej 1,5 l pojemności uzyskano moc 24 KM.
  • Karoserie CWS T1: torpedo, karetę i sześcioosobowy kabriolet zaprojektował inż. Stanisław Panczakiewicz, autor późniejszego projektu Lux-Sport oraz twórca nadwozia FSO Syrena
  • Pod marką CWS powstawały również motocykle Sokół. Jeden z ich miłośników wykorzystuje logo CWS do promocji swego Centrum Wyposażenia Sklepów i Gastronomii (cws.com.pl)
  • Jak pisze Witold Rychter „Wzięcie licencji firmy Fiat spotkało się z niezbyt pochlebnymi komentarzami, a już warunek tej firmy, że należy natychmiast zaprzestać wytwarzania samochodów CWS, a będące w budowie egzemplarze zniszczyć, wywołał zrozumiałą irytację samochodowego społeczeństwa”
  • CWSy widywano również po wojnie. Taką sytuację wspomina m.in. mgr Jan Ripper, którego ojciec, wybitny kierowca sportowy oceniał auto inż. Tańskiego jako znakomity i bardzo trwały samochód do jazdy codziennej
  • Najbardziej znanym ekspertem od pojazdów CWS jest dr Jan Tarczyński. Napisał on ilustrowaną przez Witolda Jelenia książkę „Początki polskiej motoryzacji. Samochody CWS” opublikowaną w 1991 przez Wydawnictwa Komunikacji i Łączności. „CWS. Samochody inż. Tańskiego”. W drugiej z nich, wydanej w 2009 roku, autor zapowiedział, iż jego przyjaciel- Krzysztof Popławski otrzymał od niego „jeden z dwóch śrubowych podnośników uchylnej przedniej szyby modelu kareta” jako przyczynek do budowy repliki
  • W 2014 roku premierę miały dwie repliki samochodu CWS T1- autorstwa p. Ludwika Różniakowskiego z Wejherowa (http://autorlimuzyna.pl/index.php?p=2 ) oraz p. Jarosława Śliwińskiego z Płocka (http://polska-zbrojna.pl/home/articleshow/10987?t=Zrobili-replike-polskiego-samochodu, http://dziennikplocki.pl/?p=1998 ). O replikach tych można przeczytać w numerach 92 (maj 2014) i 88 miesięcznika „Classicauto”. Płocką przedstawiono też w numerze 169 (maj 2014) miesięcznika „Automobilista”

 

Źródła:

 
Biorę udział w konkursie Blog Roku w kategorii Tekst