Jak przedwojenny francuski kierowca mógłby pomóc Robertowi Kubicy

77 Grand Prix Monaco było pierwszym w sezonie 2019 wyścigiem
Formuły 1 bez dubletu Mercedesa. Także Williams, choć nadal był w ogonie, chwilowo przestał się w tym ogonie urządzać. Przy okazji, kilka fragmentów z Robertem Kubicą w roli głównej przerodziło się w memy.

Monte Carlo to dla motorsportu miejsce niezwykłe, więc warto wiedzieć, że pierwsze w historii Grand Prix Monaco, rozgrywane w 1929 roku, wygrał … Williams.

Nie, nie doszedłem do wniosku, że tytuł „Motofikcja” uprawnia do pisania bzdur. Tak, zamierzam nadal dbać, by obok rozważań „co by było gdyby” występowała tu prawda historyczna, i żeby te dwie rzeczy były wyraźnie rozdzielone. Tak, wiem, że zespół Franka Williamsa powstał pod koniec lat 70-tych XX w. Ale w 1929 r. wygrał inny Williams.

Z książki „Zarys historii sportu samochodowego” autorstwa Jana Litwina

Naprawdę nazywał się William Charles Frederick Grover. Był synem brytyjskiego hodowcy koni i Francuzki, urodzonym 16 stycznia 1903 roku. Używał pseudonimu „W Williams”, toteż w wielu publikacjach przedstawiany jest jako „Grover-Williams”. Zasłynął nie tylko jako wybitny zawodnik wyścigowy. W czasie II Wojny Światowej działał w ruchu oporu, a jego życiorys, opisany w książce Joego Sawarda „Grand Prix Saboteurs” stał się inspiracją dla twórców gry komputerowej „Saboteur”. Dla nas jednak ważne jest, że pan „Williams” był kierowcą Bugatti.

I nie chodzi nawet o jego relacje z właścicielami marki, na tyle bliskie, że żona kierowcy, pani Yvonne Williams (z domu Aupicq), jeździła słynnym Aéro Coupé/Atlantikiem, którego początkowy numer to 57453.

Chodzi po prostu o to, że „Williams” to (przybrane, ale jednak) nazwisko legendarnego przedwojennego kierowcy Bugatti.

A teraz przypomnijmy sobie, co łączy nazwy współczesnych aut z Molsheim:

  • Veyron- Pierre Veyron
  • Chiron- Louis Chiron
  • Divo- Albert Divo

Każda z nich jest hołdem dla wybitnego zawodnika z lat 20-tych i 30-tych XX w. Co oznacza, że firma z Alzacji jest właściwie „skazana” na to by, prędzej czy później, zacząć wytwarzać auto o nazwie … Bugatti Williams. Oczywiście, zanim po nią sięgnie ma jeszcze do dyspozycji kilka nazwisk (jak np. Wimille).

À propos słowa „Williams”, to swego czasu sporo się mówiło o tym, że koncern Volkswagena może chcieć wprowadzić jedną ze swych marek do Formuły 1 (https://bleacherreport.com/articles/2452333-the-history-of-volkswagen-brands-in-formula-1#slide2).

Jeśli połączymy fakty:

  • logika nazewnicza Bugatti prowadzi do stworzenia samochodu Bugatti Williams,
  • nie mogłoby się to odbyć bez zgody zespołu Franka Williamsa. A skoro i tak trzeba siąść do stołu z jego przedstawicielami, to trudno wyobrazić sobie lepszą promocję nowego modelu niż powiązane z jego wprowadzeniem wejście firmy Bugatti do najwyższej serii wyścigowej,
  • Koncern Volkswagena jest oczekiwany w świecie Formuły 1, a należąca do niego marka z Molsheim odnosiła sukcesy w wyścigach Grand Prix, z których „Królowa Motorsportu” się wywodzi
  • zajmująca obecnie ostatnie miejsce wśród konstruktorów Formuły 1 stajnia Williams w klasyfikacji wszech czasów jest druga, z 9 tytułami mistrzowskimi. Inaczej mówiąc, ewentualny partner Williamsa startuje z pierwszej linii i rusza od razu w pogoń za Ferrari, które zwyciężyło w klasyfikacji konstruktorów aż 16 razy.

Powstaje układ niemal idealny.

Warto dodać, że gdyby zdarzyło się to przy aktualnym zestawie kierowców, to dla nowo powstałego zespołu Bugatti-Williams Robert Kubica byłby zawodnikiem marketingowo ciekawszym. Po pierwsze, jego historia koresponduje z dziejami marki. Droga do Formuły 1- jak przedwojenny rozwój firmy z Molsheim, rywalizacja w WRC- jak ożywienie Bugatti przez Romano Artiolego, a powrót do „Królowej Motorsportu” mógłby potoczyć się jak rozwój Bugatti pod skrzydłami Volkswagena. Jeżeli dodamy do tego półlegendarną opowieść, że Polak Jan Ripper, znany z licznych występów za kierownicą Bugatti, miał zostać kierowcą fabrycznym Auto Union (https://automobilownia.pl/wywiad-krakowski-klan/), czyli poprzednika Audi oraz to, że prezes Bugatti Stefan Winkelmann przeszedł na to stanowisko z funkcji szefa Audi Sport, robi się jeszcze ciekawiej.

Andrzej Szczodrak


Przy okazji wspomnę, że Bugatti i mieszczące się we francuskiej Miluzie muzeum Cité de l’Automobile organizują wydarzenie “My Veyron Experience”. Uczestnicy mają do wyboru dwa pakiety:

  • Émotion (1 godz. 50 Min za kierownicą Veyrona, koszt: 4 990,00 €)
  • Rien N’est Trop Beau (9 h, 11 900,00 €)

Jazdy będą trwać od 1 czerwca do 3 listopada. Weźmie w nich udział 110 szczęśliwców (gdyż Bugatti obchodzi 110 urodziny). Rejestracja (na tej stronie: https://www.myclassicautomobile.com/experiences?lang=en) kończy się dziś, 31 Maja.