Co Was czeka, jeśli naprawdę zdecydujecie się szukać zaginionych pojazdów ?

Jak wielu czytelników Motofikcji wie, jestem zaangażowany w rozwiązywanie zagadek historii motoryzacji. Także tej największej z największych : co się stało z czwartym (a drugim w kolejności produkcji) egzemplarzem Bugatti Atlantic nazywanym « La Voiture Noire » lub (od numeru podwozia) « 57453 ». Udało mi się potwierdzić, że ten samochód, latami uważany za egzemplarz należący do fabryki, miał co najmniej jednego prywatnego właściciela (http://motofiction.eu/gabriel-duhoux-confirmed-as-the-first-owner-of-la-voiture-noire/).

Niedawno współpracę zaproponowali mi holenderscy badacze historii motoryzacji, którzy stali za ujawnieniem losów kolekcji znanej jako « Sleeping Beauties » (« Śpiące królewny ») zawierającej m.in. Bugatti Atalante (tu warto podkreślić, iż Atalante i Atlantic to dwie różne wersje nadwoziowe Typu 57S).

Postanowiłem opowiedzieć Czytelnikom o tym, jak naprawdę powinno wyglądać poszukiwanie zaginionych klasyków.

  • Chodzenie po stodołach ? Tak, ale to tylko finał …
    « Barn find» czyli znalezisko w stodole. To określenie porusza wyobraźnię każdego miłośnika klasycznych aut i motocykli. W maju 2020 roku swą premierę miała polska gra komputerowa nawiązująca do tego fenomenu- « Barn Finders » (http://dualitygames.eu/barn-finders/).
    I słusznie. Jak pokazuje przykład odkrycia trzech Bugatti i Citroëna 5HP przez Mathieu Lamoure’a oraz jego kolegów z domu aukcyjnego Artcurial, historie poszukiwania klasycznych pojazdów rzeczywiście kończą się otwarciem jakiegoś budynku gospodarczego i pokazaniem światu odnalezionych pojazdów. Pracownicy Artcurial musieli w tym celu odsunąć ok 200 worków piasku o masie 25 kg każdy (https://www.classicandsportscar.com/news/breathtaking-bugatti-trio-rescued-belgian-barn). Jednak zanim mogli przystąpić do pracy fizycznej, musieli na pewno odbyć także wiele rozmów. A preludium do takich rozmów jest zwykle lektura licznych dokumentów. Warto być przygotowanym. W przypadku odkrycia, które sfilmowała ekipa pana Lamoure, działający prężnie także w internecie fani marki Bugatti bardzo szybko zorientowali się, że znalezione egzemplarze nosiły numery fabryczne 57500, 49487 i 40719. To typowe. Bugattisti szybko skojarzą niemal każdy samochód tej marki z numerem podwozia. I to pomimo faktu, że numery te bywały przenoszone między autami.
  • Zwariowana podróż przez dokumenty stanu cywilnego, strony dla zakochanych i wiele innych miejsc

    Nie tylko Bugatti są znane w taki sposób. Powstało raptem 320 Jensenów FF, więc istnieje książka opisująca wszystkie egzemplarze (https://www.jensenmuseum.org/product/the-jensen-ff-320-short-stories/). Każdy z nich miał kierownicę po prawej stronie. Na forum właścicieli Jensenów można jednak przeczytać pół-legendę, że słynny niemiecki malarz i rzeźbiarz- Cornelius Richter sprzedał jedyny egzemplarz FF dostosowany do ruchu prawostronnego Hubertowi Bauerowi z Zirndorf.
    Nazwisko « Bauer » jest w Niemczech dość popularne, ale po wstępnych poszukiwaniach nietrudno domyślić się, że bohaterem tej akurat historii jest członek rodziny zarządzającej firmą geobra Brandstätter Stiftung & Co. KG produkującej zabawki Playmobil.
    Dość łatwo znaleźć także potwierdzenie, że « rajski ptak niemieckiej sztuki », Cornelius Richter, faktycznie zajmował się handlem angielskimi autami.
    Malarz i rzeźbiarz sprzedaje pojazd szefowi fabryki zabawek. Cóż za piękna metafora klasycznych samochodów i motocykli ! Dzieła sztuki i źródło prostej przyjemności w jednym.
    Choć wszystko wskazuje, że kierownica w Jensenie sprzedanym panu Bauerowi przez pana Richtera nie była fabrycznie umieszczona po lewej stronie, transakcja naprawdę miała miejsce. Dowiedziałem się tego głównie dzięki wnuczce pana Bauera, którą znalazłem przez facebookową stronę « Spotted Zirndorf ». Tak, jedną z tych, na których przesyła się pozdrowienia i prośby o kontakt osobom, które zrobiły na nas wrażenie przy jakimś krótkim spotkaniu w miejscu publicznym.
    Niejako à propos tego, że strony typu « spotted » mogą poruszać wszystkie lokalne tematy, przywołam kielecki dowcip o trzech liceach i książce telefonicznej. Głosi on, że po otrzymaniu zadania, by nauczyć się tejże książki na pamięć, uczniowie dwóch szkół mieli zgodnie zakrzyknąć « po co ? ». Jednak w liceum znanym przede wszystkim z profilu biologiczno-chemicznego padło inne pytanie : « na kiedy ? ».
    Znany jest też żart o peerelowskim milicjancie, który po przeczytaniu książki telefonicznej miał stwierdzić « akcja niezbyt wartka, ale ilu bohaterów ! ».
    Po co te żarty przywołuję ? Po to, by powiedzieć, że w toku badań nad historią zaginionego klasyka, stara książka telefoniczna staje się wspaniałym przyjacielem, a czasem nawet czymś ekscytującym jak powieść sensacyjna. Jeśli nazwiska bohaterów naszej historii nie są bardzo popularne, książka telefoniczna może posłużyć do prześledzenia losów całych ich rodzin. Niestety, nazwiska osób, z którymi warto się skontaktować trzeba umieć wyczytać również z nekrologów ich bliskich. Lub, co znacznie przyjemniejsze, z książek i czasopism niezwiązanych bezpośrednio z motoryzacją (http://motofikcja.pl/najlepsza-motowalentynka-jaka-dzis-przeczytacie/).

  • Międzynarodowe przyjaźnie i znajomości

    Thomas z Hannoweru piszący na forum właścicieli Jensenów. Niemiec Uwe, który dzieli się ze mną informacjami z 40 publikacji o Bugatti, które udało mu się zgromadzić, oraz z zamkniętego dla nowych użytkowników rejestru aut tej marki. Chorwat Ante, polecający mi monografię, dzięki której potwierdziłem swoje odkrycie, podzielający moją pasję i włączający się w pisanie maili do ekspertów, urzędów oraz osób prywatnych. Wspaniali wolontariusze europejscy współpracujący z kieleckim Regionalnym Centrum Wolontariatu, rozwiewający moje wątpliwości językowe. Urodzona w latach 1930-tych w Belgii pani, która teraz żyje w Stanach Zjednoczonych i która kibicuje moim badaniom dotyczącym historii jej ojca chrzestnego…
  • Okazje, by pomóc innym oraz odkrycia dokonywane przy okazji

    … oraz inna pani z Belgii, z którą dzielę się informacjami użytecznymi przy tworzeniu drzewa genealogicznego jej rodziny. Amerykanin Frank umieszczający na swym blogu wzmiankę, iż kuzynem jego matki był legendarny belgijski kolekcjoner Stephane Falise i, mam nadzieję, poznający historię pana Falise jeszcze dokładniej, dzięki zaleconemu przeze mnie kontaktowi z innym kolekcjonerem Bernardem Marreytem. Członkowie brukselskiej grupy facebookowej dziękujący za ożywienie ich wspomnień.
    To zajęcie to kontakt z różnymi ludźmi, a informacje, którymi my możemy podzielić się przy okazji, dla kogoś innego mogą okazać się tymi szczególnie oczekiwanymi. Czasami sami możemy zostać zaskoczeni wiedzą, która przyjdzie do nas w związku z poszukiwaniami dotyczącymi zupełnie innego działu historii. Chciałem znaleźć posiadacza jednego z Bugatti Typ 64, a, dzięki zbiegowi okoliczności nazwisk, poznałem świetnego amerykańskiego kolekcjonera pamiątek motoryzacyjnych. I coś czuję, że John będzie bohaterem jednego z kolejnych wpisów.
  • … wiedza, z książek droższych niż niezłe używane auto

    « Bugatti Type 57 Sport » Pierre’a Yvesa Laugiera (http://motofikcja.pl/czlowiek-ktory-przyprawil-ferdinanda-piecha-o-obsesje/) kosztuje 2400 euro, « The Jensen FF – 320 Short Stories »- 2500 funtów. O książce na temat Jensenów wciąż marzę. Ale najistotniejsze dla mnie informacje z napisanej przez francuskiego badacza monografii o Bugatti Type 57S (przy okazji : « S » znaczyło Surbaisséé, a nie Sport, z czego sam pan Laugier od dawna zdaje sobie sprawę) udało mi się otrzymać dzięki uczynnym ludziom z całego świata.
  • Kupowanie książek ze świadomością, że zawierają błędy

    Książki « The Bugatti Type 57S » Bernharda Simona oraz « Bugatti Yesterday and Today: The Atlantic and Other Articles » Lestera G. Matthewsa juniora udało mi się kupić. Druga z tych pozycji, kosztująca 25 euro, jest niedoceniana przez bugattistów, gdyż jej autor był przekonany o istnieniu tylko trzech egzemplarzy Typu 57S z nadwoziem Aéro Coupe/Atlantic. A jednak … zapisane w niej sugestie pracowników firmy z Molsheim, choć poddane przez autora w wątpliwość, potwierdzają moje odkrycie.
  • Dużo nauki języków

    Przy pracach nad sprawą Jensena starałem się w jak największym stopniu używać języka niemieckiego, by bardziej okazywać szacunek rozmówcom. Gdy zajmuję się sprawą zaginionego Bugatti, mój program pocztowy przestawiony jest na język francuski, podobnie jak edytor tekstu i interfejs użytkownika Facebooka. Ten ostatni zabieg polecam wszystkim miłośnikom tego języka. Skutkiem ubocznym jest to, że Facebook zaczyna zwracać się do nas na « Pan/Pani » (« vous »). Mój folder « wysłane » zawiera ponad 460 wiadomości w języku generała De Gaulle’a, a to na pewno nie jest koniec.
    I cieszę się, że znam podstawy języka ukraińskiego. Niektórzy twierdzą, że na Ukrainie lub w Mołdawii (gdzie mówi się po rumuńsku) zachowało się jedno z aut marki CWS.

Andrzej Szczodrak

Niepotrzebny przypływ rozsądku, czyli klasycznie elegancka Multipla w 1998 roku

Źródło: Auto Świat, Numer z 28 sierpnia 1996

Kibice piłkarscy krytykujący trenera Jerzego Brzęczka rzadko poprzestają na stwierdzeniu, że prowadzona przez niego reprezentacja rozgrywa słabe mecze. Przeciwnie- mają zwykle swoich faworytów na pozycję lewego obrońcy oraz pomysły na ustawienie linii pomocy.


Inaczej jest z fanami motoryzacji powtarzającymi obiegową opinię o wyglądzie nadwozia Fiata Multipli- tworzą memy, piszą komentarze, ale zwykle ograniczają się do samych ocen.

Przypomnę jedną rzecz. Osoby częściej odwiedzające Motofikcję na pewno ją zauważyły. Otóż uważam, że kreowania samochodowo- motocyklowego świata nie można zostawić politykom i pracownikom firm motoryzacyjnych. Jednym z ważniejszych celów tej strony jest zachęcanie do patrzenia na ręce zarządcom transportu oraz do odkrywania w sobie Bena Pona (handlowiec, który zmobilizował Volkswagena do stworzenia Bullika) lub Boba Halla (dziennikarz, który wymyślił MX-5).

A skoro środowisko fanów motoryzacji ma być pełne osób potrafiących zaproponować Mitsubishi inny sposób walki o klienta niż łączenie nazwy Eclipse ze słowem Cross, to eksperyment myślowy « jak, na miejscu managerów Fiata, rozegralibyśmy sprawę Multipli » naprawdę ma sens.

Na razie nie przypominam sobie nawet, żebym zobaczył w Internecie nawet banalne stwierdzenie, iż Multipla z 1998 roku mogła, pod względem wizualnym, być skróconą i podwyższoną Mareą Weekend. Owszem, pamiętam wizję takiego właśnie auta, ale była ona opublikowana w « Auto Świecie » przy okazji pierwszych doniesień o planach stworzenia fiatowskiego kompaktowego minivana.

No, właśnie. Skoro już przywołujemy nazwę segmentu, możemy śmiało odrzucić opcję « Multipla mogła po prostu nie powstać ». Wystarczy sięgnąć do katalogu « Samochody Świata 1995 », by przypomnieć sobie, że od połowy lat 90-tych minivany stawały się tak modne, jak teraz SUVy. Renault wypuściło Mégane Scenic, a inni producenci musieli na to odpowiedzieć. Citroën tworzył Xsarę Picasso, Opel szykował siedmioosobową Zafirę, Fiat nie mógł być gorszy.

Pytanie, czy Multipla musiała stać się apelem do managerów oraz projektantów Citroëna, by przeprosili za nazwę Picasso i ogłosili, że nawet nie wiedzą, co znaczy słowo « awangardowy ».

Multipla, czyli « liczna »

Sami inżynierowie i projektanci Fiata byli związani założeniami projektowymi nawiązującymi do Fiata 600 Multipla z lat 50-tych i 60-tych XX w. Otóż auto miało przewozić 6 osób. I zmieścić je na ok. 4 metrach długości.

Co, ciekawe sama nazwa jest też trochę nietypowa. W języku włoskim większość słów pochodzących od łacińskiego « multum » zawiera głoskę « o » zamiast « u ». Dlatego « dziękuję bardzo » mówimy Włochom słowami « molte grazie » . I nawet słowa « multiplo », « multipla » mają synonim « molteplice ».

Jedno jest pewne. Multipla musiała być « liczniejsza » od minivanów z Francji. Czyli sześcioosobowa. A zarazem dość krótka. Ma raptem 3993 czy 3994 mm. Jest krótsza od Fiata Bravo (mierzącego 4020 mm), a przestrzeń we wnętrzu oferuje dzięki szerokości (Multipla- 1872 mm, Bravo- 1740 mm) i, oczywiście, wysokości. Szerokość sprawia też, że w swoim segmencie wyróżnia się prowadzeniem.

Giardiniera, kuzynka Multipli

Fiat mógł też cofnąć się o krok, i zamiast do modelu 600 Multipla nawiązać do 500 w wersji Giardiniera. Taka « Giardiniera Nuova » mogłaby mieć pięcioosobowe wnętrze i wyglądać mniej-więcej jak skrócona i podwyższona Marea Weekend. Później, jako konkurent mierzącej 4317 mm siedmioosobowej Zafiry mogła pojawić się przedłużona wersja kompaktowego fiatowskiego minivana, która nosiłaby już nazwę Multipla.

Według polskich mediów nazwa « Marea » oznacza przypływ lub odpływ (tłumaczenie « fala » wydaje się zatem lepsze). Decyzja o produkcji minivanów podobnych do Marei Weekend, zamiast Multipli w awangardowym wydaniu, byłaby, zdaniem niektórych, przypływem rozsądku.
Chociaż … popatrzmy na Fiata Bravo. Moim zdaniem jest to najlepiej wyglądające trzydrzwiowe auto segmentów B i C w historii, ale przeniesienie jego stylu do minivana byłoby bardzo trudne. Zwłaszcza że wyraz « minivan » nie był jedynym modnym motoryzacyjnym słowem w tamtych czasach. Furorę robiło też hasło « jednobryłowy ». Francuzi wciąż używają określenia « Monospace » jako nazwy tego typu aut (https://fr.wikipedia.org/wiki/Monospace_(v%C3%A9hicule), i to pomimo faktu, że pasuje ono także do Twingo i Beskida. Podłużne przednie światła Fiatów Bravo, Brava i Marea bardzo mi się podobają, ale nie wyobrażam sobie poprowadzenia od nich linii nadwozia pod takim kątem, by mogło powstać eleganckie auto jednobryłowe. Nawet przy tworzeniu grafiki opublikowanej w « Auto Świecie » (przedrukowanej zapewne z « Auto Bildu ») przyjęto perspektywę pozwalającą ukryć ten szczegół.
Prawdziwa Multipla również nie ma jednobryłowej formy, ale jej przód to stylizacyjna … « ucieczka do przodu » przed zmaganiem z przednimi lampami Bravo. A z tyłu przynajmniej spróbowano nawiązać do świateł o « migdałowym » kształcie, które mogą wręcz zachwycać w trzydrzwiowym Fiacie.

Na szczęście nikt nie każe oceniać samochodów (ani motocykli) jednowymiarowo. Można chwalić Multiplę za to, jak praktycznym jest autem i za to, że jej rozwiązania techniczne raczej się sprawdziły, a jednocześnie nie przepadać za jej stylistyką. Można twierdzić, że to nie jej wygląd, a obecność wersji BiPower napędzanej benzyną i gazem ziemnym, zadecydowała włączeniu ją w wystawę « Different Roads » w Nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej (https://www.moma.org/interactives/exhibitions/1999/differentroads/cars/fiat_multipla.html).

Ale trudno z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nieawangardowa Multipla byłaby lepsza.

Andrzej Szczodrak