Wegański bezglutenowy samochód

 

Zbitka „wegański, bezglutenowy posiłek” to symbol kulinarnych mód. Co ciekawe, te dwa słowa często występują obok siebie nawet na blogach prowadzonych przez wegan.

Co w tym dziwnego? Ano to, że rezygnacja z glutenu to decyzja typowo zdrowotna- konieczna przy celiakii, a potrzebna przy kilku innych chorobach układu odpornościowego. Weganizm wynika natomiast z przyjęcia pewnej postawy etycznej. Oczywiście istnieją dania, które nadają się jednocześnie dla wegan i dla „bezglutenowców” oraz ludzie, którzy zdecydowali o byciu weganami a zarazem potrzebują unikać glutenu. Wynika to jednak z dwóch różnych motywacji. A kiedy dieta bezglutenowa stosowana jest u osoby z celiakią, to mówienie o „modzie” jest ciężką bezmyślnością.

No, dobrze, a co to ma wspólnego z samochodami?

To, że dokładnie tak samo, jak ze słowami „wegański” i „bezglutenowy” postępujemy z wyrazami „elektryczny” i „autonomiczny”. Tymczasem silnik elektryczny jest jednym z możliwych rozwiązań napędu od samego zarania motoryzacji. Auto z takim motorem nadal może zmieniać kierunek na skutek obrotu kierownicy i przyśpieszać po naciśnięciu pedału. Słowem- być samochodem, jaki znamy i nie robić rewolucji w naszych przyzwyczajeniach. Takiej rewolucji doświadczymy natomiast, jeśli będziemy wiezieni przez komputer. Będzie to zresztą ogromna zmiana nie tylko dla nas. Także ci, którzy sprzedają nam przyjemność z jazdy, będą musieli nauczyć się sprzedawać coś innego. Dlatego, choć od dawna istniały różne wyobrażenia „pojazdów-samojazdów”, to jeszcze na przełomie XX i XXI wieku „CHIP” pisał, że zmierzający do opracowania auta prowadzonego przez komputer projekt i-Car działa „wbrew motoryzacyjnym gigantom”.

A teraz? Ludzie zainteresowani motoryzacją podzielili się na dwa obozy. Jedni uważają, że „przyszłość i tak nadejdzie”, więc trzeba się zgadzać na wszystko, co jest lansowane. Silniki elektryczne, car sharing, jazdę autonomiczną. Wszystko.

W odpowiedzi, obrońcy przyjemności z jazdy skłonni są uznać, że prawdziwy samochód ma gaźnik lub przynajmniej wyciągnięty bezpiecznik od ABSu. Problem w tym, że z takim nastawieniem jesteśmy wymarzonymi przeciwnikami dla moto-hipsterów i bardzo ułatwiamy im zamknięcie nas w skansenie. A raczej zawężenie naszego świata do torów, po których będziemy jeździć samochodami o cenach rosnących tak, jak ceny koni. Nie będzie to zbyt przyjemne: http://www.assetus.pl/najdrozsze_konie_swiata.html.

Hipsterzy są denerwujący, ale żyjemy w epoce trzech wspaniałych hybryd (LaFerrari, 918, P1). I naprawdę nie jest to dobry czas, by zostawać  „kontrhipsterem” uznającym tylko klasyczne rozwiązania.  Hasło „nie filozofuj” kusi, ale w praktyce się nie sprawdza. Gdy nie znamy się na ideach, wybieramy polityków, którzy nie potrafią być wierni żadnej z nich.

Warto rozróżniać, kiedy ktoś sprzedaje nam inaczej zbudowane auto, a kiedy wciska zupełnie inną filozofię korzystania z samochodów. Kot rasowy może i wymaga innego podejścia niż „dachowiec”, ale wciąż jest zwierzakiem z którym można się zaprzyjaźnić. Jednak kiedy koncerny zachęcają nas, byśmy pokochali „autonomy”, traktują nas jak dziecko, któremu zamiast żywego kota proponuje się pluszowego.

Andrzej Szczodrak

Fizyka warsztatu samochodowego


Zasady fizyki newtonowskiej przełożone na działanie warsztatu prowadzonego przez pasjonatów:

 

PRAWO PRZYCIĄGANIA:

Mechanika to intratny zawód. Przyciąga mnóstwo ludzi zainteresowanych przede wszystkim robieniem pieniędzy, a nie robieniem przy samochodach i motocyklach. Pojazdy trafiają najpierw do nich, a dopiero potem do prawdziwych miłośników motoryzacji.

PIERWSZA ZASADA DYNAMIKI (ZASADA BEZWŁADNOŚCI):

Piękny klasyk pozostaje piękny, dopóki nie przyjrzysz się newralgicznym elementom nadwozia/ramy.

DRUGA ZASADA DYNAMIKI:

Pojazdy, przy których ktoś dopuścił się jednego, nie tak znowu dużego partactwa po prostu nie istnieją. Dostrzeżenie pierwszej fatalnie naprawionej rzeczy oznacza otwarcie listy. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.

TRZECIA ZASADA DYNAMIKI (ZASADA AKCJI I REAKCJI):

Mechanik-pasjonat, od którego dużo się nauczysz będzie stosował wulgarne wyrażenia. Jeżeli włożysz odpowiednio dużo serca w dowiadywanie się, co przeszedł twój pojazd, zaczniesz kląć razem z mechanikiem. Nawet jeśli twój klasyk regularnie kursuje między teatrem, filharmonią a biblioteką.

Na koniec sugestia dla kogoś, kto chciałby zostać Einsteinem „fizyki warsztatowej” i dodać do niej odpowiednik teorii względności:

Jeśli myślisz nad jakimś błyskotliwym wzorem opisującym warsztatową rzeczywistość, ale nie wiesz, co powinno być w nim podniesione do kwadratu, to podpowiedź jest prosta:

Koszty.

Andrzej Szczodrak