Fot. Przemysław Czapiewski
Napisał do mnie Bartek Chruściński, który intensywnie działa w trójmiejskich mediach, a w ubiegły poniedziałek opublikował ciekawy tekst na Północna.TV. Przy okazji przypomnienia, iż oprócz Alpiny (mianownik: Alpina) i francuskiego Alpine (czyt. Alpin) był jeszcze angielski Sunbeam Alpine (czyt. Alpajn), pokazał mi reakcje forumowiczów na projekt budowy repliki Poloneza „Jamnika”. Okazuje się, że w wielu polskich umysłach pokutuje „syndrom sprzedawania FSO”. Działa jak dialog dwóch szpiegów:
Hasło: Polska inicjatywa motoryzacyjna.
Odzew: To się nie może udać!
Można by kontynuować tę metaforę i zastanawiać się nad obecnością w naszym społeczeństwie agentów wpływu, ale … cóż, nie będę wspierał propagandy żadnej z głównych sił politycznych. Polacy doskonale sabotują się sami.
Powiedz „Arrinera” i … dziennikarze motoryzacyjni przestają się interesować zamontowanymi w zawieszeniu typu push rod amortyzatorami szwedzkiej firmy Ohlins (współtwórcy sukcesu Megane RS na Nurburgringu) czy faktem, że silnik połączony jest z przekładnią Cima T906HE. Nagle wszyscy są specjalistami od giełdy i koncentrują się na znakach zapytania związanych z pozyskiwaniem funduszy.
Napisz tekst o tym, że pasjonaci zbierają fundusze na odbudowę Poloneza „Jamnika” a forum wypełni się zarzutami:
- Eee, jest stowarzyszenie a nie da się zebrać pieniędzy wśród członków? Przecież …
„jak się nie ma kasy to się chodzi do parku łabędzie karmić a nie zajmować się motoryzacją.Widzę tu że kondycja FSO nic się nie zmieniła”
(a to ciekawe- czyżby ktoś uznawał Stowarzyszenie za oficjalnego spadkobiercę żerańskiej fabryki?)
Pierwsze uwagi … i od razu widać, że autorzy raczej nie wiedzą jak działają organizacje społeczne. Zazwyczaj jest kilkoro bardzo zdeterminowanych liderów, których pasja i upór zasługują na najwyższe uznanie, ale … większość lub wręcz wszyscy (jak w przypadku FSO Pomorze) członkowie stowarzyszenia działają w ramach swojego czasu wolnego.
Jeden wylatuje Ci do Anglii, drugiemu rodzi się dziecko, trzeci przeprowadza się na drugi koniec Polski, bo zmienia pracę. W praktyce masz troje czy czworo ludzi gotowych do pracy- takie są realia w fundacjach i stowarzyszeniach.
A robić coś konstruktywnego, co nie jest zwykłą pracą zarobkową i tak warto! -
„Przygotowanie do lakierowania oraz samo lakierowanie to dla nas najtrudniejszy etap, i niestety najbardziej kosztowny.tutaj tylko trzeba zakasać rękawy chyba, że nic nie potraficie?”
oraz
„Po co taka mobilizacja? „Spawarka, blacha,trochę farby i w drogę (…) Stoi kawał blachy a Wy (…) się na to gapicie. (…) To w końcu tylko Polonez Panowie”.
No popatrz, popatrz. Znaczenie kulturowe jest przecież prostą pochodną komplikacji technicznej danego pojazdu. Polska pełna jest romantycznych fantastów, dla których jest „aż Polonez” i „aż Fiat 126p”. A przecież mądrym ludziom z zachodu nie wydaje się, że mają „aż Garbusa”, „aż Citroëna 2CV” czy „aż Trabanta” … Oj, czyżby im się jednak wydawało?
Zachęcam autora powyższego komentarza, by poszukał w Niemczech jakiegoś „tylko Trabanta”, odrestaurował zgodnie ze swym „pragmatycznym” podejściem i spróbował z zyskiem sprzedać. Albo nie. Nasze ulice i tak są pełne aut pospawanych i pomalowanych w myśl zasady, że prowizorka jest najtrwalsza. W miarę dobrą ochroną przed tym podejściem cieszą się klasyki restaurowane dla poważnych kolekcjonerów. Jedyna replika białego kruka polskiej motoryzacji również powinna być od niego wolna.
Warto przypomnieć, że prace blacharsko-lakiernicze są … w przypadku takich aut po prostu najważniejsze. Jeśli ktoś uważa, że nadwozia samochodów służą tylko do tego, by deszcz nie padał kierowcy i pasażerom na głowę, niech przypomni sobie, że zawieszenie musi być do czegoś mocowane.
-
„w niemczech, stanach itd w pięć osób składają piękne auto w kilka tygodni,posiadają wiedzę,prawdziwy fach,chęci,pomysły,zdolności i robią coś z niczego.Wy płaczecie już mase czasu nad skorupą poloneza i robicie sobie z nim zdięcia.Potem to idzie w świat i powstają śmieszne opinie.Dziecinada.Przestańcie o tym pisać i znowu to pokazywać.Rozumiem zabawę ale bawcie się w granicach swoich możliwości i przestańcie pajacować” (pisownia oryginalna).
O tak, pełno jest takich ludzi w Niemczech, Stanach i Wielkiej Brytanii. Robią coś z niczego. I dlatego przedstawiciele tamtejszych mediów, mających przecież bardzo skromne budżety, biorą ostatni działający aparat lub ostatnią kamerę i biegną, by to dokumentować.
Muszę skorzystać z ostatnich zmian personalnych w „Fanach czterech kółek”. Edd China na pewno zechce pracować dla mnie za dach nad głową i wyżywienie… -
„Zróbcie chociaż jakieś gadżety, widokówki, mini-modele auta albo coś i wystartujcie na jakimś PolakPotrafi”.
Ta uwaga mi się spodobała, choć też została otoczona cierpkimi słowami. Zwłaszcza że nagrody już były- w poprzedniej zbiórce na PolakPotrafi.
Osoby, które decydują się wesprzeć projekt „Jamnika” faktycznie zasługują na jakieś ciekawe pamiątki. Zwłaszcza że, jak mi powiedziano, sukces jest już blisko. Uczestnicy projektu odbudowy mają już gotowy, odremontowany silnik, dotarli też do żyjących pracowników fabryki na Żeraniu, zebrali relacje o prototypach (aktualizacja: wszystko wskazuje, że na Żeraniu wytworzono dwa, ale łącznie powstały trzy „Jamniki”- dwa prototypy plus jedna „samoróbka”), zdobyli dostęp do oryginalnej dokumentacji „Jamnika” oraz odwiedzili ośrodki badawcze. Poszukiwania te pochłonęły dużo pieniędzy, podobnie jak prace techniczne.
Niezależnie czy Stowarzyszenie „FSO Pomorze” postanowi nagrodzić wspierających, zachęcam do zainteresowania się zbiórką:
https://pomagam.pl/PolonezJamnik
Andrzej Szczodrak