Fakty i opinie:
Marek Wieruszewski jest Wam na pewno dobrze znany. To dziennikarz, który kilka lat temu prowadził „Garaż Otwarty” w Radiu PiN a obecnie tworzy kanał Youtube’owy Marek Drives oraz program „Motojazda – Garaż Motowizji”.
Jego kultura osobista i poczucie humoru sprawiają, że wystarczy zamienić z nim choć dwa słowa w portalu społecznościowym, by go lubić.
Z kolei poglądy Marka powodują, że jeśli samochody i motocykle znaczą dla Was więcej niż gadżety, to nie będziecie się z nim identyfikować.
Normalnie w takich sytuacjach przyjmuje się postawę „ty masz swoich odbiorców, a ja swoich”. Problem w tym, że w specjalnym wydaniu „Motojazdy” Marek popełnił błąd językowy, po którym ja doznaję odmiennych stanów świadomości, jak po jakichś narkotykach (sami sobie wymyślcie jakich, bo ja mam doświadczenia tylko z oktanami i napojami zawierającymi kofeinę).
Sobota, siedzę sobie i piszę, kilka metrów ode mnie stoi telewizor z włączoną Motowizją, aż tu nagle padają następujące słowa:
„MAJĄC W PAMIĘCI POPRZEDNIE WERSJE, MEGANE RS NAMIESZA NA RYNKU”.
(mogłem zmienić jeden czy dwa wyrazy, ale jestem przekonany, że nie pomyliłem się w kwestii tego, jak Marek użył słowa „mając”).
Co takiego ciekawego jest w tym zdaniu?
Ano to:
Zgodnie z logiką języka polskiego, użyte przez Marka wyrażenie oznacza, że:
RENAULT MEGANE RS MA W PAMIĘCI POPRZEDNIE WERSJE, WIĘC NAMIESZA NA RYNKU.
Fantazja
Auto mające w pamięci tradycję, z której się wywodzi? Jakież by to było kuriozalne, gdyby nie fakt, że jest piękne! Wręcz genialne. Zwłaszcza w epoce, w której „dwie generacje popularnego smartfona temu” to zamierzchłe czasy. Pomyślcie …
Najpierw możemy sobie wyobrazić jakieś proste i całkiem realne rozwiązanie. Na przykład filmiki z Jeanem Ragnottim wgrane na stałe w pamięć systemów multimedialnych Clio RS i Megane RS.
Podoba się? To może coś jeszcze ambitniejszego (i skazanego na porażkę). Jakiś „tryb zgodności” upodabniający prowadzenie nowego Ferrari do F40 lub nowego BMW M4 do M3 pierwszej generacji (E30). Już sama różnica w rozmiarach kół sprawia, że pewnie skończyłoby się to filmikami z Chrisem Harrisem pokazującym najbardziej skwaszoną minę, na jaką go stać. Mimo wszystko, taka próba miałaby swoją dobrą stronę, bo jeszcze bardziej zwiększyłaby zainteresowanie klasykami.
Ale pójdźmy jeszcze dalej. Przecież samochody i motocykle mające osobowość to ulubiony motyw kultury motoryzacyjnej. Chitty-Chitty-Bang-Bang, Herbie, czyli „Kochany Chrabąszcz”, polskie baśnie Ewy Kwiatuszyńskiej („Jak Dzielny Mały Fiatek Zaklęte Miasto Obudził”), KITT, Transformery, i tak dalej …
Ktoś powie: czyli pojazdy autonomiczne. Otóż nie do końca, bo każde z tych aut, oprócz baśniowego Fiatka (który, o ile dobrze pamiętam, egzystuje w świecie bez ludzi), dość często bywa prowadzone przez człowieka.
I tu pojawia się pytanie, czy samoświadome pojazdy, byłyby autonomiczne, czy jednak zechciałyby być dobrymi kumplami i dać się poprowadzić. A może …
… „mające w pamięci” sportową tradycję Clio RS, Megane RS oraz Alpine A110 otoczyłyby prezesa Renault gdzieś na placu przed siedzibą firmy, po czym z głośników wszystkich trzech samochodów rozległoby się gromkie:
– Pan chce produkować auta bez kierownicy i pedałów?! Niech pana ręka Ragnottiego broni!
No, i to jest wizja, z którą mogę Was zostawić! Miłego dnia.
Andrzej Szczodrak