Odczepcie się od Pana Kazimierza

MINOLTA DIGITAL CAMERA

Fot. Kolanin

Jak znam życie, dziś w mediach społecznościowych furorę zrobi informacja o podziękowaniach ministra Antoniego Macierewicza dla kierowcy, który pokonał drogę z Warszawy do Torunia w godzinę i czterdzieści pięć minut. Oczywiście będzie ona opatrzona setką westchnień: patrzcie, co za pirat drogowy! Co za Frog! Ha, ze słynnym Robertem N. łączy go nawet marka samochodu.

Serdecznie Wam radzę: nie przyłączajcie się do tego koncertu hipokryzji. I nie mówię tego, żeby bronić ministra. Jeśli Was to interesuje: postrzegam Niemcy jako najważniejszego sojusznika Polski, gdy słyszę o 500+ warczę jak silnik Malucha, postulatu cenzury obyczajowej nie znoszę, a hipotezę o zamachu w Smoleńsku kwituję stwierdzeniem, że ewentualni organizatorzy musieliby mieć wysoko postawionych agentów w PiS. Krótko mówiąc: choć mam fajnego, rzetelnego kumpla pracującego dla tego obozu politycznego, poglądami jestem od nich nieziemsko daleko.

To o co chodzi? A no o to, że z Warszawy do Torunia to my powinniśmy jeździć autostradą bez ograniczeń prędkości. Pan Kazimierz pokonał ok. 30 km po miastach. Załóżmy, że były to wszystko miejsca, w których znajduje się uzasadnione ograniczenie do 50 km/h. Miejsca, w których ktoś może nie upilnować dziecka, więc, niestety, prędkość powinna być dobrana z myślą o bezpieczeństwie biernym. Jak łatwo obliczyć, pokonanie 30 km z prędkością 50 km/h zajmie nam 3/5 godziny, czyli 36 minut. Pozostaje nam zatem ok. 229 km autostradą pokonane w godzinę i 11 minut. Czyli Pan Kazimierz jechał z „bulwersującą” średnią prędkością 194 km/h po autostradzie. Tak, wiem, żeby ten wynik osiągnąć trzeba pokonać kilka odcinków z 220 km/h na liczniku. I co? Są na świecie miejsca, w których jest to bezpieczne i zgodne z przepisami.

Dlatego mnie ta prędkość nie bulwersuje. Mnie bulwersuje to, że gdyby Pan Kazimierz miał na imię Karl, mógłby tak pojechać w jako zwykły praworządny obywatel załatwiający własne sprawy. W Polsce potrzebuje do tego celu koguta na dachu oraz „Misia” na tylnej kanapie.

Andrzej Szczodrak

(aktualizacja: cytat w mediach był niedokładny, Pan, który wiózł Ministra ma na imię Kazimierz, nie Karol)

Comments

comments