Oddajcie nam pirata drogowego

Ograniczenie prędkości

Fotografia z zasobów Departamentu Transportu USA


Jak pisze „Wyborcza”
,  pirat drogowy Robert N., znany jako „Frog”, uniknął kary za swoje wyczyny w okolicach Jędrzejowa. Nawet wśród fanów motoryzacji niewiele jest osób, które darzą „Froga” sympatią za to, co wyprawia na drogach.

Ale gdy w środowisku rajdowo-wyścigowym rozległy się słowa potępienia pod jego adresem, pojawił się też głos wypominający, że przecież wielu kierowców sportowych nie ogranicza się do szybkiej jazdy na torach i na oesach.

W taki oto sposób sami zaklepujemy podział, który od dawna stosują dziennikarze społeczno-polityczni. Według nich istnieją tylko dwa gatunki kierowców: ci w 100% posłuszni oraz niebezpieczne istoty frogopodobne.

Do cementowania tego podziału służy wyrażenie „bat na piratów drogowych”, używane w stosunku do fotoradarów, odcinkowych pomiarów prędkości, nieoznakowanych radiowozów i innych narzędzi wspomagających egzekwowanie ograniczeń. Wyrażenie to wydaje się drobiazgiem w porównaniu do obrażającymi piękny sport sformułowaniami o „pijackich rajdach”, czy „rajdzie pirata drogowego”, ale …

tyle pracy hollywoodzkich scenarzystów nad bohaterami  mającymi własny kodeks i wszystko na nic?

Kierowca ma obowiązek stosowania się do przepisów. Jeśli tak nie postąpi, aparat państwowy ma prawo go ukarać.

Nikt nie neguje prawdziwości tych dwóch zdań, ale dodajmy jeszcze jedną zasadę:

Opinia publiczna może samodzielnie ocenić, czy problemem jest nieodpowiedzialny kierowca, czy uciążliwy a niewpływający na bezpieczeństwo przepis. W tej drugiej sytuacji obywatele nadal mają obowiązek przestrzegania prawa, ale na władzach spoczywa powinność jego szybkiej korekty.

W przypadku jazdy Froga po Warszawie sprawa jest jasna: przejeżdżał na czerwonym świetle, poruszał się pod prąd, zachowywał się w sposób nieprzewidywalny, wywołujący poczucie zagrożenia. Jest piratem drogowym zasługującym na, przynajmniej czasowe, wyeliminowanie z ruchu. Intuicja kierowców idzie tu pod rękę z prawem. A wyrażenie „pirat drogowy” przez lata należało do sfery intuicji kierowców.

Służyło ono do piętnowania ludzi jeżdżących nie tylko szybko, ale i agresywnie. Takich, którzy wywołują w nas uczucie „cholera, mało brakowało”.
Jednak gdy 80% pojazdów porusza się z prędkością niezgodną z ograniczeniem, to owszem, czterech na pięciu kierowców może zostać ukaranych, ale wmawianie im, że czuli się obok siebie niebezpiecznie jest chwytem poniżej pasa.

Wyrażenie „pirat drogowy” to nasze, obywatelskie narzędzie piętnowania drogowych jeźdźców apokalipsy. Więc, szanowni dziennikarze społeczno polityczni, najwyższy czas, byście je nam oddali.
Zwłaszcza że władza, która Waszym zdaniem zawsze ma rację, jakoś niespecjalnie sobie z piratami drogowymi radzi.

Andrzej Szczodrak

Comments

comments